Pojawił się pomysł założenia szkoły językowej, lecz natychmiast
został przebity kołkiem osikowym, zakopany w głębokim dole i przywalony głazem.
Pracowałem w szkołach językowych, widziałem codzienną szarpaninę właścicieli i
nie chciałem takiej pracy. Do prowadzenia szkoły językowej trzeba sporo
determinacji, uroku osobistego oraz natury ekstrawertycznej. O ile determinacji
mam nieprzebrane pokłady, zdecydowałem, że bardziej odpowiada mi praca spokojna,
w pewnym oddaleniu od ludzi. Proszę pamiętać, że przez moje ręce przeszły setki
kursantów, setki uczniów oraz setki studentów. O ile ludzi lubię, czułem się
przywalony tą ludzką lawiną.
O powstaniu wydawnictwa zdecydował jeszcze jeden
czynnik. A dlaczego nie walczyć o wszystko? Dlaczego nie wykorzystać wiedzy i
umiejętności gromadzonych latami, aby zbudować najlepsze wydawnictwo
anglistyczne w Polsce? Zdawałem sobie sprawę z tego, że jest to praca na wiele
lat, na dekady, ale… cóż ja miałem innego do roboty? Postanowiłem uwierzyć,
zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Praca nauczyciela, lektora czy
korepetytora to praca ciężka i odpowiedzialna. Jest to praca, którą wykonywałem
przez 35 lat. Jest to praca przeważnie niedoceniana; uczeń przychodzi na lekcje
i uważa, że nauczyciel po prostu ma być. Student przychodzi na zajęcia i nie
zastanawia się, kim jest człowiek, który te zajęcia prowadzi. Owszem, niekiedy
klient powie „dziękuję” albo przyniesie pudełko czekoladek. Jednak na ogół
ludzie biorą swoje i znikają. A przecież bez nauczyciela, lektora czy
korepetytora nie podjęliby wymarzonych studiów, nie pracowaliby w Polsce czy w
zagranicznych firmach, nie uruchomiliby własnych biznesów. Z biegiem czasu
zaczęło mnie to coraz bardziej uwierać. Dlaczego ja mam odkrajać swój czas i
swoje zdrowie plasterek po plasterku i oddawać je ludziom, którzy po zakończeniu
edukacji ruszą swoją drogą i nigdy więcej nie odezwą się do mnie? Dlaczego mam
brać na klatę różne ludzkie problemy, bo lekcje angielskiego to także
konfesjonał, poradnia psychologiczna i worek bokserski, na którym można się
rozładować?
Takie pytania zadawała sobie również moja Małżonka. Iwona od 27 lat
pracuje jako technik teleradioterapii w szpitalu onkologicznym. Jej praca polega
na asystowaniu lekarzom w planowaniu leczenia oraz na wykonywaniu zabiegów
leczniczych poprzez napromienianie. Jej praca to bezustanne obcowanie z
materiałami promieniotwórczymi, które są wykorzystywane w brachyterapii, oraz
maszynami produkującymi wysokie energie. Jak dobrze wiecie, promieniowanie bywa
zabójcze, a źle podana dawka promieniowania może pacjenta zabić. Jeśli to nie
jest praca ciężka i odpowiedzialna, to ja nie wiem, co nią jest. W szpitalu
onkologicznym trzeba zajmować się ludźmi chorymi, którzy ogromnie cierpią i
są tym oszołomieni i przerażeni. Z jednej strony, praca technika różni się od
pracy nauczyciela tym, że nie jest samotna. Pacjentem zajmuje się grupa ludzi,
którzy współpracują ze sobą. Z drugiej strony, zerknijcie na początek tego
wpisu: nikt was nie oszuka tak jak państwowy pracodawca. Praca w służbie zdrowia
to brutalne traktowanie pracowników ze strony dyrekcji i brutalne traktowanie ze
strony pacjentów, a w szczególności przez ich rodziny. Praca w służbie zdrowia
oznacza, że dzień po dniu odcinasz plasterek swojego czasu i zdrowia, by
przekazać go innym.
Doszliśmy do wniosku, że mamy tego dość. Postanowiliśmy
założyć wydawnictwo językowe, gdyż wydawnictwo to zakład produkcyjny.
Wydawnictwo gromadzi wiedzę i technologię, a książki to inwestycja, a nie
sprzedawanie swojego czasu i zdrowia na plasterki. Szkoła językowa pozwala co
prawda zarabiać pieniądze „tu i teraz”, lecz wiąże się to z wieloma
zagrożeniami. Finansowy i organizacyjny próg wejścia jest bardzo niski, co
oznacza, że konkurencja może wyrosnąć wam z dnia na dzień. Prowadzenie SJO w
pojedynkę oznacza, że dłuższa choroba wykopie was z tego biznesu. Zatrudnianie
pracowników oznacza, że zostaniecie maszynką do kontrolowania i sprawdzania
ludzi. Szkoła językowa to również działalność sezonowa, więc trzeba kombinować,
jak zapełnić ferie i wakacje. Szkoła językowa to bezustanne gaszenie pożarów, a
jak pokazała pandemia, to rodzaj działalności, który łatwo rozbujać. Taka jest
natura działalności usługowej.
Prowadzenie wydawnictwa nie jest jednak bajką. W
porównaniu do prowadzenia szkoły językowej to działalność o wiele bardziej
złożona. Wydawnictwo niejako automatycznie działa w skali całej Polski.
Wydawnictwo wymaga nakładów finansowych i czasowych, gdyż najpierw trzeba
znaleźć czas na przygotowanie produktu, a potem trzeba ten produkt…
wyprodukować. I nikt nie daje gwarancji, że produkt znajdzie nabywców.
Wydawnictwo to wiele dużych i małych bieżących problemów do rozwiązania.
Uznaliśmy jednak, że dla nas uruchomienie wydawnictwa językowego jest ciekawsze
i potencjalnie bardziej zyskowne od prowadzenia szkoły językowej. Jesteśmy
cierpliwi, możemy długo czekać na nagrodę odroczoną w czasie, a pracy się nie
boimy.
Wydawnictwo Polonsky uruchamialiśmy bez kapitału we dwójkę. Iwona do tej
pory pracuje w szpitalu, więc to jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego nie
zawsze można się do nas dodzwonić. Ja pisałem książki pracując w dwóch miastach.
Woziłem ze sobą pół tony makulatury, aby zawsze mieć ze sobą komplet materiałów
źródłowych. I wiecie co? To było fajne i to jest nadal fajne. Ha! Co ja piszę!
Prowadzenie wydawnictwa robi się coraz ciekawsze z roku na rok.