Wiele lat temu wpadło do mnie na lekcję angielskiego zdyszane dziewczę – powiedzmy, że miało na imię Hania* – i wysapało: „Proszę pana, proszę pana… Będę kwestować w tym roku na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Ale fajnie, no nie?” Zdziwienie Hani było wielkie, kiedy z kamienną twarzą oświadczyłem, że nie, to wcale nie jest fajnie. Jako że Hania była dziewczyną dość inteligentną (a szkoła chyba tępiła samodzielne myślenie w mniejszym stopniu niż czyni to obecnie), zadała oczywiste pytanie: „A dlaczego tak pan sądzi?” Oto jak potoczyła się moja rozmowa z Hanią.
Spytałem ją najpierw, jak konkretnie, w „strzegółach”, to kwestowanie ma wyglądać. Hania wyjaśniła, że młodzieżarnia otrzyma puszki i ustawi się w strategicznych miejscach naszego niewielkiego miasteczka, by kwestować. W tłumaczeniu z ichniego na nasze, oznaczało to, że staną na przykościelnych chodnikach i tam będą wyciągać rękę po pieniądze i przyklejać darczyńcom serduszka na odzieży wierzchniej.
„Czyli będziecie takimi zorganizowanymi żebrakami?” Tak podsumowałem sposób, w jaki WOŚP planowała rękami młodzieży gromadzić pieniądze. Ale! Ale! Ale! zapowietrzyła się Hania. Przecież my, proszę pana, będziemy zbierać pieniądze na chore dzieci! Jak to, nie rozumie pan?! Niestety, pan Roman nie rozumiał.
Kiedy już Hania się odpowietrzyła, a w szczególności udrożniła kanały słuchowe, zadałem jej dwa pytania. Pierwsze brzmiało tak: „Chcesz pomóc chorym dzieciom?” Odpowiedź brzmiała rzecz jasna: „Tak!” Pytałem więc dalej: „Dlaczego nie ZAROBISZ sama pieniędzy i nie przekażesz ich na rzecz WOŚP?” Hania trawiła to pytanie i trawiła, aż wreszcie powiedziała: „W sumie to o tym nie pomyślałam… Tak też można.”
Właśnie, tak też można. Jurek Owsiak, pomysłodawca i organizator WOŚP, co roku degraduje młodzież do roli osób wyciągających rękę. A przekaz podświadomy jest taki: jak coś chcesz, wyciągnij łapę. Za twoją chęć pomocy zapłaci ktoś inny. I w ten sposób dochowaliśmy się już pokolenia, które uważa, że klikanie w „lajki” pod różnymi akcjami na Facebooku, a jeszcze wcześniej klikanie w brzuszek Pajacyka, to „zajebista” sprawa. Owsiak uczył – i nauczył! – młodzież, że żebranina jest cool.
A przecież można było tę akcję poprowadzić inaczej. Młodzież w wieku licealnym (skupmy się tutaj na takim przedziale wiekowym) ma kilometry wolnego czasu. Dlaczego Jurek Owsiak nie posłał tej rzeszy ludzi do hospicjów, by pomagali tam choćby przez 2 albo 3 godziny tygodniowo? Ciężko chorym dzieciom i staruszkom można choćby czytać książki. Dlaczego Jurek Owsiak nie prosił licealistów o to, by najpierw sami zarobili pieniądze, a potem przeznaczyli je na WOŚP? Wystarczyłoby poroznosić ulotki lub gazetki przez kilka(naście) dni i już byłoby więcej kasy na „chore dzieci”. I to uczyłoby młodzież systematyczności (muszę popracować przez pewien czas) oraz odpowiedzialności (sam gospodaruję swoimi pieniędzmi).
W moim przekonaniu, Jurek Owsiak postąpił dokładnie na odwrót. Systematycznie przyzwyczajał młodzież do tego, że liczy się tylko spektakularny, styczniowy błysk przed kamerami. Zachęcał do dobroczynności z cudzej kieszeni (TY daj NAM pieniądze do puszki), zamiast promować wśród młodzieży dzielenie się własnymi, ciężko zarobionymi pieniędzmi. Doprowadził też do tego, że całkiem dosłownie społeczeństwo w dniu WOŚP dzieliło się na tych zaserduszkowanych oraz tych nieczułych i niedających. Młodzież bardzo lubi postrzegać świat binarnie, wszystko dla niej jest albo czarne albo białe, więc pomysł na metkowanie ludzi naklejkami utrafił ww ten styl myślenia, gdyż pomagało wizualnie odróżnić „swoich” od „nieswoich”. Innymi słowy, zwalniał woluntariuszy z MYŚLENIA.
Robert Frost pisał: „Two roads diverged in a wood, and I, I took the one less traveled by, And that has made all the difference”. Uważam, że w naszym życiu powinniśmy kierować się właśnie taką ideą – wybierajmy rzeczy trudniejsze, rzeczy wymagające od nas więcej zorganizowania i osobistego poświęcenia. Ponieważ u podstaw akcji pana Owsiaka leży zupełnie odmienny zbiór zasad, nie mogę i nie będę jej popierać.
*Imię zmienione, lecz postać autentyczna.
Przyznam się, że trochę nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądałaby zbiórka pieniędzy, gdyby dzieci zamiast kwestować miały pracować...
OdpowiedzUsuńMarta.
Myślę, że ten cytat z mojego artykułu wystarcza za odpowiedź: "Młodzież w wieku licealnym (skupmy się tutaj na takim przedziale wiekowym) ma kilometry wolnego czasu".
UsuńJednak WOŚP polega na kweście w ciągu zaledwie jednego dnia. Podobnie jak na przykład kwesty na rzecz cmentarzy w Dzień Wszystkich Świętych. Oczywiście zamiast stać na cmentarzu można byłoby pracować i dochody przeznaczyć na potrzeby renowacji pomników, ale liczy się moim zdaniem także zachęta ludzi do pomagania. A dzieciaki kwestując tez pracują. Mogłyby w swoim wolnym czasie liczonym w kilometrach obijać się w czterech ścianach.
UsuńPozdrawiam serdecznie (w kwestii nauczania angielskiego jest Pan moją inspiracją:)))) )
Marta.
O ile wiem , rozmaite organizacje i stowarzyszenia - także kościelne - często kwestują - na biedne rodziny, na budowę szkoły w Ghanie, na kościół w Kazachstanie, na głodne zwierzęta ze schroniska, na odbudowę cmentarza powązkowskiego... wtedy dorośli - są takimi zorganizowanymi żebrakami , wyciągającymi ręce po NASZE pieniądze...zamiast sami - zarobić i przekazać po kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy na te swoje pomysły.....A co z obowiązkiem jałmużny? A co z paczkami dla dzieci z ubogich rodzin i co z opłacaniem obiadów w szkole tymże - o to co niedzielę zabiega proboszcz mojej parafii.. wyciąga łapę zamiast zapracować! Chore myślenie....
OdpowiedzUsuńPowtórzę jeszcze raz: lepiej uczyć młodzież dawania OD SIEBIE poprzez pracę i dzielenie się jej owocami. Co natomiast młodzież i dorośli robią ze swoimi ZAROBIONYMI pieniędzmi to już ich sprawa.
Usuń