Angielski wyraz „blooper”, który zdaje się już funkcjonować w języku polskim jako zapożyczenie (stąd tytułowy „bluper”) jest to błąd popełniony przez aktora w czasie kręcenia filmu, który został odpowiednio wcześnie wyłapany i usunięty z gotowego dzieła. Niekiedy wrzuca się blupery do napisów końcowych celem rozbawienia publiczności. Dzisiaj opowiem o moich trzech tłumaczeniowych bluperach, czyli nieziemskich błędach, jakie udało mi się popełnić i – na szczęście! – wyłapać w tłumaczonej przeze mnie jakiś czas temu antologii „Najlepsze Horrory A.D. 2012”.
Jak głosi jedna z definicji, dżentelmen to facet, który nazwie kota kotem, nawet jeśli się o niego potknie w nocy. Tłumacząc opowiadanie Petera Strauba „Kicuś to smaczny chleb” potknąłem się właśnie o kota (po odkryciu błędu zachowałem się jednak jak antydżentelmen). Otóż jednym z pomniejszych, lecz istotnych elementów opowiadania (innych elementów u Strauba zresztą nie ma) jest kot imieniem Jude. Kiedy po raz pierwszy natknąłem się niego, został nazwany imieniem, więc sprawa była prosta – imię zostaje oryginalne. W moim mózgu musiało chyba dojść do chwilowego wyłączenia Translatorskiego Ostrzegacza, który zwykle w takich momentach wyje z siłą alarmu przeciwlotniczego, gdyż nastąpiło niezwykłe połączenie: Jude to kot, kot to on, Jude jest chłopczykiem. Nie chciało mi się nawet sprawdzić, czy Jude to imię męskie czy żeńskie, a gdzieś w mojej podświadomości obijała mi się informacja zapamiętana z pewnego eksperymentu lingwistycznego Adele Goldberg, że wiele imion angielskich jest niejako „biseksualnych” i nadaje się dla chłopców i dziewczynek. Imię „Pat” może być nadane chłopcu, a może być zdrobnieniem od „Patricia” (Jedyne „biseksualne” polskie imię, jakie przychodzi mi do głowy to „Maria”). Być może zadziało też skojarzenie z Jude'em Law, jednym z moich ulubionych aktorów. Kolejne skojarzenie to Jude the Apostle (Judasz), czy Jude z powieści Thomasa Hardy'ego „Jude the Obscure” (Juda Nieznany). Wszyscy to faceci. Kot Jude stał się więc dla mnie chłopcem i koniec.
Życie bywa złośliwe i przewrotne, dlatego więc ręką Petera Strauba nakreśliło dla mnie paskudną pułapkę: kilkanaście stron dalej autor, pisząc o kocie, używa zaimka osobowego „she”... Translatorski Ostrzegacz zareagował tym razem błyskawicznie i waląc mnie w potylicę rozwrzeszczał się: „A widzisz! A widzisz! Teraz będziesz cofał się i poprawiał!” Przetarłem czoło, cicho nazwałem kotkę… nieważne jak nazwałem, i przyjąłem do wiadomości, że pan kot to jednak dziewczyna, TA Jude. Co prawda źródła internetowe informują, iż Jude to raczej imię męskie, a w formie żeńskiej funkcjonuje jedynie jako zdrobnienie od Judith, lecz autor chyba wiedział, co robi, używając zaimka „ona”. Musiałem cofnąć się, przejrzeć tekst i skrupulatnie poprawiać wszystkie „Jude zamiauczał” na „Jude zamiauczała” itd. Ponadto redaktor i korektor dostali zalecenie, aby upewnić się, czy przypadkiem nie pominąłem jakiegoś czasownika i kotka magicznym sposobem nie staje się nagle kotem. Taki bluper odpowiadałby sytuacji, kiedy w filmie aktorem wychodzący z pomieszczenia w niebieskim sweterku wraca do niego ubrany w sweterek zielony.
Drugi bluper wyskoczył przy tłumaczeniu opowiadania Morta Castle’a „Czas Gedeona”. Pierwszy przekład na język polski powstał wiele, wiele lat temu, i mówiąc krótko – tłumacz nie przyłożył się do niego. Wiele zdań jest pominiętych lub przetłumaczonych bardzo ogólnikowo. Redakcja nawet nie sprawdziła, czy przekład odpowiada długością oryginałowi. „Czas Gedeona” z pewnością zasługiwał na lepsze potraktowanie.
Z większością śliskich miejsc poradziłem sobie, lecz w jednej ze scen pada następujące zdanie (mowa o więźniu złapanym przez amerykańskich żołnierzy):
They had him cocooned in rope, more than enough, Sgt. Taylor said, "to bulldog an elephant."
Nie znałem wyrażenia, które użył sierżant Taylor, więc rzecz jasna zajrzałem do kilku słowników. Zaskoczenie było spore. Jak to się teraz mówi: no i lipton. Nothing. Nic. Niczewo. Ani pod hasłem „bulldog”, ani pod hasłem „elephant” nie udało mi się znaleźć sensownych wyjaśnień, niczego, co pokazałoby mi choć zgrubny kierunek, w jakim ma zmierzać tłumaczenie. Wstyd się przyznać: pojechałem więc po bandzie i w pierwszej wersji mojego przekładu pojawił się taki oto kwiatek:
Był solidnie obwiązany liną, aż za bardzo. Sierżant Taylor powiedział „słoń dla buldoga”.
Męczył mnie jednak ten fragment strasznie. W czystej desperacji guglowałem definicje angielskie, szukając wyrazu „bulldog” używanego jako czasownik. The Free Dictionary pokazał mi takie znaczenie:
To throw (a calf or steer) by seizing its horns and twisting its neck until the animal falls.
To już mi rozjaśniło coś w głowie. Po prostu żołnierze obwiązali więźnia liną jak starannie, że starczyłoby jej na spętanie słonia. W ostatniej chwili, w trakcie ostatniej korekty wyrzuciłem „słoń dla buldoga” i wstawiłem:
Był solidnie obwiązany liną, aż za bardzo. Sierżant Taylor określił to mianem „prowadzenia słonia na sznurku”.
Trzeci bluper okazał się o wiele bardziej wielopiętrowy i przewrotny. Uprzedzam czytelników opowiadania Kaaron Warren „I możesz już tylko oddychać”, że tu będzie SPOILER, więc od tego momentu czytamy na własną odpowiedzialność.
Bardzo ważną postacią w opowiadaniu Warren jest „chudy mężczyzna”. Tym razem Translatorski Ostrzegacz zareagował poprawnie; Warren wyraźnie nawiązuje do Pana Śmierci (tak, Death, inaczej The Grim Reaper, to dla Anglosasów facet), więc trzeba się pilnować. Miałem do wyboru jedną z trzech strategii: „leave it as it is”, czyli nasz „tall, thin man” będzie w przekładzie jednoznacznie mężczyzną; mogłem dokonać uzasadnionej podmiany na Panią Śmierć i w przekładzie pisać o kobiecie; mogłem też rozmyć kwestię płci i używać bardzo pojemnego słówka „postać”, które pozwoliłoby czytelnikowi podkładać sobie pod nie dowolnego humanoida. Żeby trochę poszerzyć możliwą interpretację opowiadania zdecydowałem się na bramkę numer trzy – „wychudzony mężczyzna” stał się więc „wychudzoną postacią”. Elegancko, no nie?
W połowie opowiadania Warren zdecydowała się na jeszcze mocniejsze ukonkretnienie tajemniczej postaci i napisała, że „He smelt strongly of aftershave [...]”. No nie ma bata... Nikt mi nie wmówi, że kobiece postaci zalatują wodą po goleniu – w każdym katalogu z kosmetykami „aftershave” jest w sekcji „for him”. Translatorski Ostrzegacz siedział obok mnie trzymając się rękami za głowę i zawodząc, a ja mogłem jedynie powtórzyć to, co rzekł Siara w filmie „Kiler-ów 2-óch”: No i w pizdu, i wylądował. I cały misterny plan też w pizdu. Zatrzasnąłem się na tej wodzie po goleniu: skoro woda, to wychudzona postać jest facetem i nawet nie pomyślałem o tym, aby odkonkretnić jakoś ten zapach. Przestawiłem zwrotnicę z tłumaczeniem na pierwszą strategię i obok „wychudzonej postaci” zacząłem wprowadzać określenie „wychudzony mężczyzna”.
Przez moją głowę przemknął później pomysł wykonania trzech (sic!) przekładów: jednego w wersji „mężczyzna”, drugiego w wersji „kobieta”, a trzeciego w wersji „bezpłciowa postać”. Oczywiście trzeba by za każdym razem dopasowywać ten nieszczęsny zapach, lecz przecież to nie problem. Stało się jednak to, co zawsze: wygrała konieczność tłumaczenia pozostałych opowiadań do antologii, nie miałem już czasu sporządzać alternatywnych przekładów opowiadania Warren.
Osobną kwestią jest to, w jakim stopniu tłumacz ma prawo wpuszczać powietrze do balonika cudzego opowiadania albo go z niego upuszczać. W jakim stopniu może bawić się takimi „strzegółami” jak to, czy zapach był wodą po goleniu, wodą kolońską, a może „tym perfumem” (nie cierpię tej formy!) i w zależności od wyboru decydować o płci kluczowej postaci, a co za tym idzie, o sposobie odczytania opowiadania. W tym konkretnym przypadku ta kwestia nie wydaje mi się istotna. Czy będziemy mieli do czynienia z tajemniczą postacią czy tajemnicznm mężczyzną, sens opowiadania zostanie zachowany. Niemniej jednak temat – i samo opowiadanie – nadają się doskonale na 90-cio minutowe seminarium poświęcone granicom swobody twórczej tłumacza. Czy ja te granice przekroczyłem, czytelnicy ocenią już sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz