czwartek, 30 lipca 2015

Podręcznik do pisania dla maturzystów


Od kilku lat nosiłem się z zamiarem napisania podręcznika do pisania przeznaczonego dla maturzystów, jednak ustawicznie byłem zajęty innymi obszernymi projektami. Obecnie seria książek do kopiowania Let’s Visit… jest już w miarę rozkręcona (inni autorzy piszą dwie kolejne książki), a pomysł podręcznika do „rajtingu” uleżał mi się w głowie. Książka jest już zaprojektowana, więc pokrótce wyjaśnię, co będzie zawierać i dlaczego właśnie to.



1. Dlaczego podręcznik do pisania?
Od wielu lat zbieram pomysły na książki do nauki języka angielskiego. Jeśli widzę, że moi uczniowie lub studenci mają problem z jakimś obszernym zagadnieniem, staram się przeanalizować dokładnie co to jest i dlaczego, a następnie notuję sobie pomysł na książkę. Co jakiś czas przeglądam ten pomysły i sprawdzam, co nadal mnie uwiera, a co się zdążyło zdezaktualizować. Niekiedy bywa tak, że jeden pomysł jest odskocznią do kolejnego, a sama książka przechodzi znaczną ewolucję. Uważam, że warto poddać swoje pomysły próbie czasu; jeśli coś przyklei się do mnie na kilka lat i nie chce się odczepić, oznacza to, że pomysł jest dobry.
Oczywiście pomysł na książkę musi być zakotwiczony w potrzebach potencjalnych nabywców. Na polskim rynku materiałów do nauki języka angielskiego funkcjonuje kilka książek do nauki pisania, lecz nie spełniają one moich oczekiwań. Są to albo pozycje ogólne, albo podręczniki uczące pisania pod konkretny egzamin. Owszem, z niektórych korzystam od lat, jak choćby z serii Successful Writing, ale jestem coraz mniej zadowolony. Natomiast porządnej książki poświęconej egzaminowi maturalnemu nie ma. Uznałem więc, że napiszę ją sam.
Od wielu lat prowadzę zajęcia na różnych uczelniach, gdzie między innymi nauczam przedmiotu Writing (pisanie). Obserwuję „produkt” liceum, czyli umiejętności przeciętnego absolwenta i jestem coraz bardziej załamany. Próbkę mam całkiem niezłą, ponieważ uczelnia, na której prowadzę obecnie zajęcia, zbiera studentów z terenu nie tylko ze Śląska, lecz również z dalszych okolic. Nie jest więc tak, że wypowiadam się w oparciu o umiejętności uczniów z jednej szkoły. Zanika umiejętność budowania jasnej i spójnej wypowiedzi wolnej od błędów gramatycznych. Mówiąc obrazowo, uczeń nie jest w stanie sam wyciągnąć się za włosy, więc oznacza to, że coś jest nie tak w nauczaniu pisania w szkole. Uważam, że winę za ten stan rzeczy ponoszą nie tylko angliści, lecz również poloniści. Poniżej postaram się objaśnić pokrótce, dlaczego tak sądzę.

2. Co jest nie tak z nauczaniem języka polskiego?
Podstawowym problemem z nauczaniem nie tylko języka polskiego, lecz również innych przedmiotów, jest to, że obecnie szkoła przeorientowała się na uczenie „pod egzamin”. Królują testy, a te zwalniają z myślenia nie tylko uczniów, lecz i nauczycieli. Jedną z konsekwencji wprowadzenia testów jest znaczne zmniejszenie, czy wręcz wyeliminowanie nauki pisania dłuższych wypowiedzi. Ten stan rzeczy uderza bezpośrednio w ucznia: nie posiada on umiejętności konstruowania jasnych i przejrzystych wypowiedzi w języku polskim, skutkiem czego nie może tych umiejętności przenieść na język angielski.
Jeszcze dziesięć lat temu, nie musiałem tłumaczyć zasad kompozycji i budowy tekstu; „początek, środek i koniec” było zrozumiałe dla każdego studenta. Obecnie muszę poświęcać sporo czasu na wyjaśnianie elementarnych zagadnień, które dawniej przekazywano na zajęciach z języka polskiego. Odbiorca, nadawca, opis, relacja, narracja, styl, rejestr – wydaje się, że te słowa są uczniom zupełnie obce. Widać też brak wprawy w pisaniu, co na poziomie licealnym objawia się głośnym jękiem „Ale ja nie wiem, od czego mam zacząć…” lub „Ale ja nie wiem, co mam pisać…”. Na poziomie gimnazjalnym jest jeszcze gorzej – łzy w oczach i cichy szept „Ale o co panu chodzi…”.
Nikt mnie nie przekona, że na lekcjach z języka polskiego uczniowie uczą się konstruować dłuższe samodzielne wypowiedzi pisemne. Gdyby tak było, wiedzieliby oni jak wygląda budowa tekstu i potrafiliby sklecić kilkanaście zdań powiązanych jako tako ze sobą. Skoro nie potrafią tego zrobić, oznacza to, że szkoła odeszła od nauki pisania.

3. Co jest nie tak z nauczaniem języka angielskiego?
W szkole nie tylko nie naucza się pisania na lekcjach języka polskiego. Również na zajęciach z angielskiego uczniowie… nie piszą. Albo piszą bardzo mało i schematycznie. Stawiam taką diagnozę w oparciu o objawy i czuję się do tego uprawniony: przeciętny gimnazjalista lub licealista nie wie chociażby, jak rozpocząć i zakończyć list czy email. Nie wie też, jak zgromadzić argumenty do prostej rozprawki typu „za i przeciw”. I nie wie jeszcze wielu, wielu rzeczy, które wiedzieć powinien.
A wydawałoby się, że nauka pisania nie powinna przysparzać problemów. Jeśli już podporządkowujemy wszystko egzaminom i mamy świadomość, że na końcu gimnazjum i liceum/technikum nasi uczniowie zostaną z pisania przetestowani, wówczas chyba dość łatwo przyjąć prostą strategię i powiedzieć sobie: moi uczniowie piszą raz w miesiącu. Przyjmując, że w roku szkolnym jest 10 miesięcy nauki, nietrudno obliczyć, że do egzaminów uczeń powinien napisać 28 wypracowań (gimnazjaliści i licealiści tracą dwa miesiące w ostatniej klasie). Czy tak ciężko poprawić kilkadziesiąt emaili lub rozprawek miesięcznie? Wypracowanie w gimnazjum będzie miało średnio 100 wyrazów, więc poprawienie setki takich oznacza konieczność przeczytania 10 tys. wyrazów. Ten wpis liczy sobie ok. 2130 słów. Drogi Czytelniku, ile czasu zabrało ci przejrzenie go?

4. O szkoleniu mini-egzaminatorów
Na rynku pojawiają się coraz nowsze wersje podręczników szkolnych do języka angielskiego, a wydawcy coraz większą wagę przywiązują do tzw. „examination skills”, czyli ćwiczeniu tego, z czym uczniowie zetkną się na egzaminach. Obecnie nawet podręczniki do klas pierwszych (i czwartych w szkole podstawowej) zawierają już sekcje „przygotowanie egzaminacyjne”. Wynika to z dwóch przyczyn: po pierwsze, nauczyciele i dyrektorzy rozliczani są z wyniki egzaminów; po drugie, egzamin z języka obcego zmienia się najczęściej, więc podręczniki muszą być uaktualniane na bieżąco. Co ciekawsze, minister w rozporządzeniu z dnia 9 lipca 2014 roku zdecydowała, że w podręcznikach wieloletnich nie wolno zamieszczać opisów sprawdzianów i egzaminów…
W podręcznikach i repetytoriach pojawiły się więc sekcje „pisanie”. Można jednak postawić mi dwa dość poważne zarzuty. Pierwszy z nich odnosi się do samej koncepcji nauczania, którą podręcznik niejako narzuca nauczycielowi. Z pewnych względów – niejasnych zresztą – cieszy się powszechnym uznaniem układ podręcznika typu „bigos z kapustą”. Typowy podręcznik jest podzielony na kilka lub kilkanaście jednostek, a każda z nich zawiera materiał pozwalający poćwiczyć różne „skills” (umiejętności). Mamy więc w takiej jednostce coś na pogadanie, coś do poczytania, coś do słuchania, coś z gramatyki, może jakąś powtórkę, może jakiś kącik kulturowy. Jednym z „cosiów” jest też stroniczka poświęcona pisaniu.
O ile taki układ podręcznika sprawdza się przy uczeniu czytania, słuchania czy gramatyki, gdyż zapewnia zróżnicowanie materiału, o tyle w przypadku nauki pisania tak nie jest. Nauka pisania wymaga porządnego wytłumaczenia zasad, pokazania jak je wprowadzić w życie, a potem utrwalania poprzez pisanie całych, kompletnych wypracowań. W samym więc rozplanowaniu materiału w podręczniku tkwi już zarzewie klęski, a jeśli dołożymy do tego lenistwo nauczyciela, któremu nie chce się organizować pisania wypracowań, wiemy już, skąd bierze się ta klęska.
Drugim zarzutem jest to, że najprawdopodobniej autorzy przygotowujący sekcje „pisanie” niewiele mieli do czynienia z prawdziwym, żywym uczniem. Rezultatem tego jest to, że kierują się tym, co sami mają w głowie. Autorem podręcznika jest najczęściej anglista, czyli osoba wykształcona. Co robi autor? Ano podświadomie (!) zakłada, że uczeń już umie pisać (przecież go uczą na polskim, no nie?), że nauczyciel coś tam powyjaśnia i tym oto sposobem naukę pisania zaczynamy od środka, a samego ucznia nie ćwiczymy na pisarza, lecz na mini-egzaminatora. Kiedy otworzymy dowolny podręcznika czy repetytorium, widzimy więc następujące ćwiczenia: na poprawianie błędów, na zmianę rejestru, na edycję tekstu itd. itp. Na usta ciśnie pytanie: czy wyście ludzie z byka spadli??? Gimnazjaliści i maturzyści nie potrafią często zbudować zdania, a wy im każecie bawić się w egzaminatora? Serio?

5. Jak będzie wyglądał mój podręcznik?
Kiedy obmyślałem koncepcję podręcznika Polonsky Writing for Matura, zdecydowałem się przyjąć kilka założeń, który pomogłyby utrzymać całość materiału w ryzach.
Założenie 1 – Podręcznik musi być w języku polskim
Jednym z pierwszych założeń było to, że wbrew temu, co sugeruje tytuł, napiszę tę książkę po polsku. Głównym powodem było to, że przeciętny uczeń nie dysponuje odpowiednią znajomością metajęzyka (czyli pojęć, jakich używamy do opisywania języka). Trudno jest komuś wyjaśniać w języku angielskim, czym jest „paragraph” czy „topic sentence”, kiedy ta osoba ma problemy z konstruowaniem zdań w Past Simple. Książka ma nadawać się do przerobienia samodzielnie w dość krótkim czasie, więc język polski ma ułatwiać uczniowi przyswojenie materiału.
Założenie 2 – Podręcznik koncentruje się na nauce pisania
Drugim założeniem było to, że mój podręcznik będzie przede wszystkim uczył dobrego pisania, a dopiero w drugiej kolejności będzie koncentrował się na egzaminie maturalnym. Zawsze byłem głęboko przekonany, że zdanie dowolnego egzaminu powinno być uzależnione od naszej wiedzy i umiejętności, a nie małpiej zręczności łączenia kreseczką pytania z odpowiedzią. Mówiąc prostym językiem: jeśli ktoś będzie potrafił napisać dowolny tekst na poziomie B2, upora się bez większych problemów z egzaminem na poziomie B2.
Założenie 3 – Uczeń ma głowie groch z kapustą
Początkowo kusiło mnie, aby założyć, iż uczeń nie wie nic. Uznałem jednak, że wówczas musiałbym napisać cały kurs językowy, a na to czasu i ochoty nie miałem. Zauważyłem natomiast, że uczniowie znają sporo słownictwa, nie potrafią go jednak „wyciągać” z głowy na zawołanie. Należy więc zmusić ich przez odpowiedni dobór ćwiczeń do sięgania po to słownictwo i czynnego używania go. Należy też uporządkować pewne zagadnienia gramatyczne, a także wyjaśnić uczniowi, że znaki interpunkcyjne to nie tylko kropka i przecinek. Wszystko jest jednak podporządkowane tekstowi, więc będziemy usiłowali wymóc na uczniu zmianę perspektywy patrzenia na język. Przede wszystkim, uczeń musi nauczyć się wychodzić poza zdanie.
Założenie 4 – Podręcznik ma się nadawać do pracy (prawie) samodzielnej
O ile samodzielnie możemy nabywać umiejętności bierne (tzw. „receptive skills”), sprawa nie jest taka prosta z umiejętnościami czynnymi (tzw. „productive skills”). Bez drugiego człowieka nie możemy nauczyć się rozmawiać w obcym języku. Podobnie sprawa się ma z pisaniem – ktoś musi przeczytać nasze wypracowania i je ocenić. Jednak sam podręcznik ma zapewniać wysoką autonomiczność ucznia; materiał podawany jest metodą „jedno zagadnienie na raz”, po objaśnieniach natychmiast pojawia się ćwiczenie itp. Niestety jednej rzeczy nie mogę zrobić. Nie da się do każdego egzemplarza książki dołączyć żywego egzaminatora, który sprawdzałby wypracowania.

6. Co znajdzie się w książce?
Książka Polonsky Writing for Matura będzie zawierać kompletny kurs pisania, który pozwoli opanować materiał maturalny na poziomie B1 (matura podstawowa) oraz B2 (matura rozszerzona). W książce znajdą się też sekcje pokazujące, jak pisać wypracowania na poziomie C1 (matura dwujęzyczna), gdyż coraz więcej osób jest zainteresowanych tym poziomem. Uznałem, że nie warto rozbijać książki na dwa lub trzy poziomy, gdyż wygodniej mieć kompletny podręcznik, w którym jest wszystko. No dobra, prawie wszystko :)
Podstawą książki Polonsky Writing for Matura będzie 30 jednostek lekcyjnych, co bierze się z tego, że od września do końca kwietnia jest około 35 tygodni. Książka nie może być przesadnie rozbudowana, gdyż uczeń nie wyrobi się z przerobieniem materiału. Każda jednostka składa się z 4 stron, więc jak łatwo obliczyć, uczeń otrzyma 120 stron ćwiczeń i zadań. Jedna jednostka odpowiada 60-90 minut pracy bez czasu potrzebnego na pisanie wypracowania.
W podręczniku znajdzie się też miejsce na pisanie wypracowań. Denerwują mnie zadania oddawane na kartkach i karteluszkach, niekiedy powyrywanych z zeszytów wszelkiej maści i rozmiarów. Uznałem, że warto dołączyć 30 kartek (60 stron), na których będzie można zapisać swoje wypowiedzi pisemne. Tym sposobem uczeń będzie miał wszystko w jednym podręczniku. Od nauczyciela bądź korepetytora będzie zależało, czy zażyczy sobie oddawania całego podręcznika, by sprawdzić wypracowanie. Kartkę z wypracowaniem można też wyciąć, podpisać i oddać– koniec z niechlujnością!
Resztę książki zajmie przewodnik po egzaminie, słowniczek terminów oraz pełny klucz, w którym znajdą miejsce odpowiedzi do ćwiczeń i modelowe teksty. Całość na wygodnym formacie A4. Zdaję sobie sprawę z tego, że materiał z takiego podręcznika będzie kopiowany na zajęcia i nie mam zamiaru złośliwie tego utrudniać wybierając jakiś egzotyczny format. Wychodzę z założenia, że nie ma potrzeby karać nabywców za to, że ktoś inny piraci. Prawda?
Chciałem stworzyć książkę wygodną, więc będzie sporo miejsca na wpisywanie odpowiedzi, a także puste marginesy na notatki. Całość minimalistyczna, ale jest to zdrowy minimalizm, ułatwiający skoncentrowanie się na pracy.
W podręczniku nie będzie też zadań zamkniętych. Jest to zabieg celowy, gdyż na egzaminie uczeń dostanie kartkę z poleceniem. Nie będzie żadnych ramek z wyrazami, nie będzie dobieranek, nie będzie testu wielokrotnego wyboru. Polecenie, kilkanaście linijek na wpisanie odpowiedzi i nic więcej. W mojej książce znajdziecie więc głównie ćwiczenia wymuszające aktywność językową. Tak, będzie bolało :)
A same teksty i zadania traktuję z humorem. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat podręczniki do angielskiego stały się bezbarwne i pozbawionego tego inteligentnego humoru, który zawsze kojarzył mi się z Anglikami. Porównując książki do piwa: typowy podręcznik obecnie bardziej przypomina „jasne pełne koncernowe” niż porządne piwo. Przykładowe zadania oraz wzorcowe teksty będą napisane z dystansem i humorem. Życie jest za krótkie, żeby przechodzić przez nie z zaciśniętymi zębami.

7. No to kiedy to cudo?
Pierwszą partię materiału z książki będzie można pobrać ze strony wydawnictwa Polonsky w połowie sierpnia. Będziemy wszyscy w wydawnictwie starać się, aby książka ukazała się jeszcze w listopadzie tego roku. Będzie dostępna w naszym sklepiku oraz na Allegro. Czynimy też starania, aby była dostępna w szerszej dystrybucji.
Stay tuned!


Zapowiedź książki na stronie wydawcy - tutaj

niedziela, 14 czerwca 2015

Studiujemy w Wielkiej Brytanii



Coraz większa liczba osób zainteresowana jest podjęciem studiów w Wielkiej Brytanii. Nie chodzi tu tylko o studiowanie języka angielskiego, lecz również innych przedmiotów. W tym wpisie chciałbym najpierw zastanowić się nad kwestią czy warto, a następni omówić pokrótce procedurę starania się o miejsce na brytyjskim uniwersytecie.

1. Czy warto studiować w Wielkiej Brytanii?
Najprostsza i jednoznaczna odpowiedź brzmi: tak. Wielka Brytania znajduje się w ścisłej czołówce krajów prowadzących badania naukowe i już sam ten fakt wiele mówi. Oczywiście uniwersytety są lepsze i gorsze, lecz nawet bardzo słaby brytyjski uniwersytet bije na łeb na szyję polską czołówkę, czyli UJ i UW.
Praca ze studentem jest doskonale zorganizowana. Przede wszystkim, nie ma wielkiej liczby zajęć – najczęściej stawiamy się na wykłady, ćwiczenia i laboratoria trzy lub cztery razy w tygodniu. Wykładowcy są doskonale przygotowani, a sam proces nauki jest wspomagany przez dokładne określenie wymogu zaliczeń przedmiotów; wszystko dostajemy na początku semestru ślicznie rozpisane i wystarczy trzymać się wymagań. Nie będzie tak jak polskim uniwersytecie, gdzie wykładowcy biorą wymagania z sufitu, a panie z dziekanatu… Może zostawmy ten temat. Każdy wie, kim jest przysłowiowa “pani z dziekanatu”.
Dyplomy brytyjskie mają dużą wartość na rynku pracy – po prostu nie musimy udawać, że jesteśmy fachowcem w swojej dziedzinie. I nikt nie zapyta nas, czy faktycznie znamy angielski ;)

2. Jak się zabrać za przygotowania do studiów?
Przede wszystkim musisz jak najszybciej określić CO chcesz studiować. Sprecyzuj więc, czy ma to być Materiałoznawstwo czy może Hotelarstwo. Ten wybór jest bardzo ważny, ponieważ określa, jakie przedmioty maturalne będą ci potrzebne.
Warto porozmawiać szczerze z rodzicami, warto przemyśleć swoje życie i zastanowić się, kim chcemy być. Następnie siadamy przy komputerze i zaczynamy klikać po stronach uczelnianych. Są one przeważnie świetnie zorganizowane i tam znajdzie szczegółowe wymagania na wymarzonym kierunku (który po angielsku nazywa się „course”). Zakładam, że interesują nas studia licencjackie albo inżynierskie.
Kiedy już mamy określony kierunek, warto zastanowić się, jaka strategia wyboru MIEJSCA będzie dla nas odpowiednia. Tu możliwości jest kilka:
a) mamy w Wielkiej Brytanii rodzinę albo znajomych, którzy zgodzą się nas „przytulić” na 3-4 lata – możemy się wtedy zdecydować na uniwerytet w tym mieście, a to będzie oznaczać ogromną oszczędność na zakwaterowaniu,
b) chcemy studiować na konkretnym uniwersytecie, gdyż to tam są nasze wymarzone studia – dobrze, to też rozsądna strategia,
c) bierzemy pod uwagę czesne i tu robi się ciekawie – pamiętajmy, że studia w Anglii są dość drogie (ok. 9000 funtów za rok czesnego), natomiast niedawno Szkocja znacząco obniżyła czesne dla Szkotów oraz – uwaga! – dla osób z Unii Europejskiej, czyli dla Polaków też (1820 funtów). Przykład tutaj: Edinburgh University – Accounting http://www.ed.ac.uk/studying/undergraduate/fees?programme_code=UTACCFIMAH

3. Który uniwersytet jest dobry?
Poniekąd na to pytanie udzieliłem już odpowiedzi powyżej – każdy będzie lepszy od polskiego. Jednak między samymi uniwersytetami brytyjskimi różnice są spore. Możemy więc:
a) kierować się opinią znajomych, którzy już w Wielkiej Brytanii studiują – wiemy w co się pakujemy, gdyż opieramy się na informacjach z pierwszej ręki,
b) poszukać naszego uniwersytetu na jakiejś liście rankingowej – jednym z wiarygodnych rankingów jest ranking Times Higher Education. Więcej informacji pod tym linkiem https://www.timeshighereducation.co.uk/world-university-rankings/,
c) kierować się… wymaganiami podanymi na stronie kierunku, który chcemy studiować.

4. Jakie wymagania trzeba spełnić, by studiować w Wielkiej Brytanii?
Aby studiować w Wielkiej Brytanii, powinniśmy być rezydentem któregoś z krajów Unii Europejskiej. Osoba posiadająca obywatelstwo polskie ma więc prawo studiować w WB. Kolejny wymóg, jaki musimy spełnić, to zdanie matury. I tu zaczyna się robić ciekawie…
Pamiętajmy, że to uniwersytet określa, jakie przedmioty mamy zdawać. Przykładowo, aby studiować Petroleum Engineering (4 Years) [MEng] na Manchester University, musimy zdać trzy przedmioty na poziomie rozszerzonym, a w tym obowiązkowo matematykę oraz jeszcze jakiś przedmiot z grupy „science” (biologia, chemia lub fizyka). Trzeci przedmiot wybieramy dowolnie; może to być angielski. Strona tego kierunku tutaj: http://www.manchester.ac.uk/study/undergraduate/courses/2016/06140/petroleum-engineering-4-years-meng/entry-requirements/
Jeśli zerknąłeś na stronę podaną powyżej, zobaczyłeś trzy magiczne literki – tutaj są to AAA. Każda literka oznacza jeden przedmiot tzw. A-levels, co odpowiada polskiej maturze rozszerzonej. A to ocena bardzo dobry, niżej są B i C. Najlepsze uniwersytety wymagają zdania egzaminów końcowych na A*, co czyta się „a star”. Jak łatwo zauważyć wymagania AAA to więcej niż ABB, natomiast wymagania na poziomie BBC są już dość niskie.
Lecz jak to ma się do polskiej matury? Otóż każdy uniwersytet z osobna określa, w jaki sposób przelicza oceny brytyjskie na polskie procenty. Jeden uniwersytet może uznać, że A to 90%, a inny „wyceni” A na 92%. Do tych informacji jest bardzo trudno się dokopać na stronach uniwersyteckich, ale niektóre instytucje podają takie informacje. Przykładowo wymagania dla polskich kandydatów na Edinburgh University prezentują się tak: http://www.ed.ac.uk/studying/international/country/europe-russia/poland/matura.

5. Jak to jest NAPRAWDĘ z wymaganiami brytyjskich uniwersytetów?
Część z was zatarła już pewnie rączki z radości pomyślała sobie: „Super, zdaję trzy przedmioty rozszerzone, jakoś nastukam te 80-85% i jestem przyjęty”. Oj, naiwni, naiwni…
Jeśli uniwersytet zdecyduje się rozpatrzyć wasze podanie i nada mu statusu „Rejected” (odrzucone), wówczas wystosuje tzw. ofertę (offer). Oferta może być bezwarunkowa lub warunkowa (conditional offer). Ponieważ jesteś licealistą i jeszcze nie zdawałeś matury, możesz liczyć co najwyżej na „conditional offer”. W tej ofercie uniwersytet określi JAK WYSOKO masz zdać maturę i będzie to podane w procentach. Przykładowo, jedna z moich tegorocznych uczennic starała się o przyjęcie na The University of Glasgow, a ten zażyczył sobie zdania trzech przedmiotów rozszerzonych na min. 90% (!) oraz… zdania KAŻDEGO z pozostałych przedmiotów wybranych na maturze na nie mniej niż 80%.
Jak widać, brytyjski uniwersytet dba o równomierny poziom kandydata i trzeba się mocno sprężać, aby te warunki spełnić. O naszym przyjęciu bądź nieprzyjęciu decydować też będzie wynik z matury podstawowej. Mało tego, niektóre uniwersytety rezerwują sobie prawo wglądu w wyniki z egzaminu gimnazjalnego.

6. Wymagania językowe
Dla kandydatów spoza Wielkiej Brytanii uniwersytety stawiają dodatkowo wymagania językowe. Jeśli więc nie chodziliśmy do anglojęzycznej szkoły średniej, wówczas musimy udowodnić znajomość języka angielskiego. Najprościej przystąpić do egzaminu IELTS, Academic Module. UWAGA! Matura z angielskiego NIE zwalnia z przystąpienia do IELTS.
Egzamin IELTS różni się tym od innych egzaminów językowych, że jest taki sam dla wszystkich. Jest on jakby miarką, którą przykłada się do każdego kandydata, by sprawdzić, jaka jest jego znajomość języka. IELTS składa się z czterech części: Reading, Listening, Writing i Speaking. Każda część oceniana jest osobno na skali od 0 do 9, a następnie wynik jest przeliczany na wynik łączny. Uniwersytety najczęściej życzą sobie IELTS na poziomie 6.5 do 7.5, z zastrzeżeniem, że żadna z części nie może być zdana niżej niż np. 6.0. Dokładniej przyjrzymy się IELTS w inny wpisie, ale poniżej dwie dość ważne uwagi.
Najtrudniejszą częścią IELTS jest Writing. Na dwa wypracowania jest tylko 60 minut i trzeba się naprawdę uwijać, by zdążyć. Przede wszystkim nie wolno nam ominąć żadnej części polecenia (za to jesteśmy mocno karani) i musimy posługiwać się płynny, eleganckim angielskim. Reading i Listening są do ogarnięcia bez problemu. Wszyscy przeważnie boją się części Speaking, ale jest ona bardzo prosta i sympatycznie prowadzona. Warto więc zapoznać się z testami i ćwiczyć pisanie pod kątem doświadczonego lektora.
IELTS możemy zdawać wielu miastach w Polsce, a sesje organizowane są bardzo często. Jeśli nie jesteśmy zadowoleni z wyniku, możemy bardzo szybko powtarzać egzamin. Wyniki mamy w ciągu dwóch tygodni i są one ważne tylko dwa lata. Najlepiej zdać IELTS po maturze.

7. Ile potrzeba pieniędzy?
Wiele osób patrzy wyłącznie na czesne na brytyjskich uniwersytetach, stąd rosnące zainteresowanie Szkocją (w końcu 1820 funtów to ok. 10,000 złotych). Niestety, większość z was nie zdaje sobie sprawy z kosztów życia.
Studiując w Wielkiej Brytanii mamy dwie opcje:
a) wynajmujemy sobie gdzieś pokój sami lub
b) korzystamy z akademika przy uniwersytecie.
Zacznę może od tego drugiego. Akademik to wygodne rozwiązanie, ponieważ mamy zagwarantowany jednoosobowy (!) pokój. Na kilka pokoi będzie przypadać łazienka i kuchnia. Pamiętajmy też, że w cenie akademika mieści się całodzienne wyżywienie. A jaka to cena? Zależy od uniwersytety i wynosi od 5 tys. do 8 tys. funtów. Pamiętaj o jednym – opłata za akademik jest wnoszona JEDNORAZOWO Z GÓRY! W pewnych przypadkach można ją rozratować, lecz musimy dysponować poręczycielem, który ma stałą pracę na terenie Wielkiej Brytanii. Jeśli nie dysponujesz kwotą 35-45 tys. złotych, którą jesteś w stanie wyłożyć jednorazowo, zapomnij o akademiku.
Może lepiej znaleźć pokój samemu? Pamiętajmy o dwóch rzeczach: bardzo, naprawdę bardzo ciężko szuka się pokoju przez internet z Polski. Landlord chce zobaczyć osobę, której wynajmie pokój albo dom, a my też wolelibyśmy przecież zobaczyć w jakim stanie jest nasze przyszłe lokum. Wiele osób poszukuje lokali i pokoje rozchodzą się bardzo szybko. Druga sprawa to tzw. „deposit” – i tak za mieszkanie musimy wyłożyć dwukrotność czynszu z góry, czyli pokój będzie nas kosztował kilkaset funtów. Potem płacimy co miesiąc albo co tydzień.

8. Wiem, co chcę studiować, mam kasę i co teraz?
Załóżmy jednak, że zdecydowałeś się na studia w Wielkiej Brytanii oraz masz pewne środki finansowe. Jak wygląda rekrutacja na studia krok po kroku?
Najpierw musimy wytypować 3-5 uniwersytetów według następującego klucza: „dream university” – tutaj bardzo bym się chciał dostać, ale szanse mam niewielkie; „main choice” – tu się raczej dostanę bez problemów; „last resort” – to uniwersytet słaby, na który na pewno się dostaniemy, jeśli powinie nam się noga gdzie indziej. Kierujemy się przy tym wymaganymi ocenami, czyli nasz klucz może wyglądać tak: AAB, BBC, BCC. NIE POPEŁNIAJMY błędu pchania się na uniwersytety na takim samym poziomie, np. 4 razy AAB, gdyż jeśli odwalą nas na jednym, odwalą nas też  najpewniej na pozostałych.
Kolejny krok to rejestracja w systemie UCAS (https://www.ucas.com/ucas/undergraduate/getting-started), który obsługuje wszystkie uniwersytety brytyjskie. Tutaj wprowadzamy nasze dane i wybieramy uniwersytety. Wszystko możemy zrobić samemu, z wyjątkiem jednego etapu, kiedy będzie nam potrzebny nauczyciel z naszej szkoły, gdyż tylko taka osoba może nam zapewnić referencje oraz podać przewidywane oceny („predicted grades”).
Najlepiej nie odkładać rejestracji i założyć konto już we wrześniu w klasie maturalnej. Mamy wtedy cztery miesiące na ogarnięcie wszystkiego, gdyż najpóźniej do 15 stycznia musimy wysłać nasze podanie.
Bardzo ważnym komponentem naszego podania jest tzw. „personal statement”. Musimy w kilkuset słowach, rzecz jasna angielskich (!), przedstawić się i wyjaśnić, dlaczego chcemy studiować dany przedmiot i to jeszcze w Wielkiej Brytanii. Z doświadczenia moich uczniów wiem, że przygotowanie eleganckiego i przekonywującego „personal statement” zabiera dużo czasu. Na stronie UCAS jest ładnie wyjaśnione co w tym wypracowaniu powinno się znajdować. Koncentrujmy się na przebiegu nauki, naszych osiągnięciach, wyjaśnijmy, dlaczego to my powinniśmy zostać przyjęci. Błędy ortograficzne i gramatyczne są niedopuszczalne, tak samo korzystanie z internetowych gotowców. Pamiętajmy, że z wyjątkiem uniwersytetów w Cambridge i Oxfordzie nikt nie organizuje egzaminów wstępnych, więc „personal statement” to jedyna okazja, by przemówić własnym głosem.
Kiedy już wypełniliśmy wszystkie rubryczki, wysyłamy nasze podanie i czekamy…
Czekanie może trwać bardzo krótko, niektóre uniwersytety odpowiadają już z początkiem lutego, a na niektóre trzeba czekać i dwa miesiące. Jeśli dostanie „rejected”, mówimy „trudno”, bo i tak nic nie poradzimy. Jeśli dostaniemy „conditional offer” – podwajamy nasze wysiłki, by zdać maturę jak najwyżej.

9. Co zrobić, kiedy powinie się noga?
Jeśli wszystkie uniwersytety odwalą nasze podanie, nie ma się czym przejmować. W Wielkiej Brytanii istnieje też instytucja college’u, więc może aplikować tam i studiować tzw. HNC (Higher National Certificate) albo HND (Higher National Diploma). Jeśli uda nam się dostać do college’u – a nie jest to drogie i trudne – wówczas może też studiować nasz przedmiot, a po pomyślnym zdaniu egzaminów końcowych… wskakujemy na drugi albo trzeci rok studiów, gdyż koledże mają podpisane umowy z uniwersytetami.


piątek, 5 czerwca 2015

Pakiet na Dzień Dziecka


Z okazji – trochę spóźnionego – Dnia Dziecka mam dla Was aukcje, na której można nabyć pakiet dwóch moich książek: Let's Visit the United States oraz Let's Visit Ireland. Zamiast płacić 150 złotych, pakiet można nabyć w cenie 99,00 złotych. Wysyłka gratis.

Aukcja na Allegro tutaj

Książki można obejrzeć w dziale Download w wydawnictwie Polonsky