niedziela, 3 stycznia 2010

Sposoby nauki języka angielskiego cz. 1 Filmujemy

For V., who loves watching


Języka angielskiego uczę się od dwunastego roku życia. Z początku była to nauka świadoma, która polegała na przyswajaniu regułek, rozwiązywaniu ćwiczeń, tłumaczeniu zdań i wbijaniu sobie do głowy setek słówek z własnoręcznie sporządzonych słowniczków. Nie był to mój świadomy wybór – po prostu taki styl nauki narzucił mi mój Nauczyciel. Po części winę za taki stan rzeczy ponosił brak materiałów. W domu było kilka książek do angielskiego, cudem wyrwanych "spod lady". Mieliśmy także kilka pocketbooków, które Nauczyciel przywiózł z podróży służbowych do Wielkiej Brytanii. Nieśmiertelny "Stanisławski" był jedynym słownikiem, z jakiego korzystałem przez osiem lat. Nie pomagała nawet telewizja, ponieważ wszystko zagłuszał lektor.

Pewnym wytchnieniem było kino. Bilety były śmiesznie tanie, za pierwsze udzielone w życiu korepetycje mogłem sobie kupić kilkanaście. Chodziłem więc po kilkanaście razy na kolejne części "Gwiezdnych Wojen", "ET" i co tam jeszcze popadło. Filmy puszczane w kinie z napisami były inne, odmienne. Nagle znikał ten cholerny głos, który odfiltrowywał magię i zaczynało się autentyczne, nieskażone widowisko. Od zapuszkowanego, świszczącego głosu Vadera przechodziły ciary na plecach, a wypowiedziane niezgrabnie "ET phone home" sprawiło, że ryczałem jak bóbr. Niezły obciach, kiedy się jest piętnastoletnim chłopakiem...

Im dłużej uczę się języka angielskiego, tym więcej uczę się go w sposób nieświadomy. Nie zadaję sobie trudu systematycznego uczenia się słówek czy gramatyki – przeważnie wystarczy mi to, co powtórzę lub zapamiętam prowadząc zajęcia. Obecnie raczej staram się stwarzać sytuacje, kiedy słowa, zwroty czy zdania będą mogły się same "przykleić" do mojej pamięci. W tym celu czytam książki i oglądam filmy. I na tych ostatnich skupimy się tu dzisiaj.

Filmy są doskonałym środkiem do zapewnienia papki językowej, którą nasz mózg będzie ciamkał i przyswajał. Nieprzypadkowo używam tutaj wyrazu "papka", gdyż wpierw scenarzyści filmowi poddają język specjalnej obróbce, a następnie aktorzy podają kwestie w odpowiedni sposób. Nie będę się tutaj zgłębiał w znaczenie słów "specjalnej" oraz "odpowiedni", ale proszę obejrzeć domowe nagranie z rodzinnych imienin, a potem podobną scenę w jakimś filmie, a różnica stanie się oczywista. Ważne jest to, że film podaje nam pewien określony zasób słownictwa i gramatyki z przymocowanym kontekstem wizualnym. Kwestie aktorów słyszymy, co jest niezwykle ważne jeśli chodzi o naukę wymowy i intonacji. Jeśli korzystamy z odtwarzacza DVD lub playera w naszym komputerze, możemy też włączyć sobie ścieżkę dialogową w formie napisów angielskich lub polskich.

Język angielski możemy przyswajać z filmów pełnometrażowych, czyli tzw. feature films. Możemy też oglądać różnego rodzaju "talk shows", występy komediowe czy też filmy dokumentalne. Uważam jednak, że to właśnie seriale stanowią lepsze źródło "papki" językowej (i nie tylko). Dlaczego tak?

Film pełnometrażowy – zakładamy tu, że będziemy oglądać zwykły film pokroju dramatu społecznego czy thriller – ma kilka podstawowych wad. Po pierwsze, jeśli decydujemy się na oglądanie nieznanego nam filmu, ryzykujemy, że po prostu... niewiele będą mówić! Oglądanie dwugodzinnego filmu, w którym padnie kilkanaście czy kilkadziesiąt zdań to oczywiście słaby "posiłek" dla naszego aparatu językowego. Po drugie, jeśli oglądamy film po raz pierwszy czy drugi, słabo znamy bohaterów. Możemy ich oglądać na ekranie tylko przez 1,5h do 2,5h, gdyż tyle trwa przeciętny film pełnometrażowy. Po trzecie, bardzo często takie filmy prezentują problematykę wydumaną czy urojoną, co oznacza, że przyswojone słownictwo niezbyt często przyda się nam w życiu codziennym. Czwarta wada jest być może najcięższego kalibru – mało kto ma ochotę oglądać film pełnometrażowy kilka lub kilkanaście razy, choć oczywiście jestem świadom istnienia fanatyków.

W odróżnieniu od filmów pełnometrażowych, seriale są w znacznej mierze pozbawione tych wad. Przede wszystkim typowy serial obyczajowy oparty jest na gadaniu! Papka językowa leci od samego początku do samiuśkiego końca każdego odcinka. Po drugie, po obejrzeniu czterech odcinków serialu (cztery półgodzinne odcinki równają się dwugodzinnemu filmowi pełnometrażowemu) znamy już głównego bohatera i wiemy, czego się w serialu spodziewać. Po trzecie, jeśli zdecydowaliśmy się na współczesny serial obyczajowy, przeważnie będzie on mocno osadzony w realiach danego kraju, więc mamy szansę przyjrzeć się codziennym zwyczajom i zachowaniom, oraz podłapać trochę świeżego języka. Po czwarte... po czwarte zasługuje na szczególne potraktowanie.

Kiedy oglądamy serial, szybko przywiązujemy się do głównego bohatera. Jesteśmy zainteresowani jego perypetiami i zawsze czekamy niecierpliwie, by zobaczyć, w jaką teraz sytuację wpakują go scenarzyści. Z głównym bohaterem bardzo szybko się "zaprzyjaźnimy", co oznacza, że opanujemy jego zachowania i idiosynkrazje. Jeśli będziemy się identyfikować z nim, wówczas łatwiej przyswoimy pewne jego zachowania czy sformułowania (najczęściej nieświadomie). Seriale budowane są na dwa sposoby: pewien schemat powtarza się w każdym odcinku (np. w "House, MD"), lub pewna sytuacja jest systematycznie rozwijana przez cały sezon (np. w "Prison Break"). Jeśli oglądamy serial w rodzaju "House, MD", wówczas wiemy z grubsza, co przydarzy się w odcinku. Jest to dla nas bardzo dobre, ponieważ najłatwiej uczyć się rzeczy... które już znamy. Możemy powtarzać pewne kwestie, czy wielokrotnie obserwować te same zachowania, co sprzyja zapamiętaniu ich. Z kolei, fani seriali w rodzaju "Prison Break" są w tej dobrej sytuacji, że ich zainteresowanie jest ciągle podsycane. Oczywiście scenarzyści dbają, aby streścić fabułę poprzednich odcinków, więc liniowość scenariusza nie będzie nam przeszkadzać.

Jak uczyć się języka angielskiego z wykorzystaniem seriali? Jeśli nasz angielski nie jest na zbyt wysokim poziomie, najlepiej zastosować przytoczoną powyżej zasadę: "Najlepiej uczymy się tego, co już znamy". Jeśli obejrzeliśmy jakiś serial po polsku i podobał się nam, możemy go obejrzeć jeszcze raz po angielsku. Znamy już fabułę, więc łatwiej będzie się nam skoncentrować na języku. Jeśli nasz angielski jest na wyższym poziomie, możemy się pokusić o oglądanie serialu bezpośrednio po angielsku. Pojawia się tu natychmiast kwestia – z napisami polskimi? z napisami angielskimi? a może w ogóle bez napisów? Wszystko zależy od naszej determinacji: jeśli polska proteza jest nam potrzebna, korzystajemy z niej. Ale nigdy, przenigdy nie korzystajmy z opcji "polski lektor", gdyż oglądanie serialu czy filmu oznaczać będzie stratę czasu. Z własnego doświadczenia wiem, że włączenie napisów angielskich skutkuje u mnie natychmiastowym spadkiem rozumienia słowa mówionego. Nie jestem pewny, czy działa tu zwykłe lenistwo (po co mam słuchać, skoro mogę czytać?), czy być może mam problemy z podzielnością uwagi. Może ktoś z Czytelników potrafił wyjaśnić ten mechanizm.

Sam ograniczam się tylko do oglądania serialu, może niekiedy sprawdzę ciekawsze słówko lub będę starał się zapamiętać smakowitsze wyrażenia. Przeważnie jednak łykam papkę językową i staram się "nasiąkać" zachowaniami językowymi. Oczywiście, można pójść dalej. W sieci dostępne są listy dialogowe do seriali, więc nie jest problemem przerobienie chociażby słownictwa z wybranego epizodu czy sezonu (przyznaję, że nie mogę sobie jednak wyobrazić osoby, która ręcznie zrobi fiszki do całości "Friends...). Nasza strategia pracy z serialem więc zależy od naszej osobowości, celu i poziomu zaawansowania.

Oczywiście nie spuszczam tutaj filmów pełnometrażowych do kibla (pardon my French). Filmy pełnometrażowe również warto systematycznie oglądać, gdyż stanowią one niezły sprawdzian naszych umiejętności językowych. Pamiętajmy tylko o jednym: nigdy, przenigdy nie klikać w opcję "polski lektor".

Na koniec pozwolę sobie na rekomendację kilku seriali i mam nadzieję, że w komentarzach Czytelnicy podadzą swoje typy:

Robin of Sherwood – trzy sezony przygód Robin Hooda, kultowy serial wyprodukowany przez brytyjskie ITV, pełen magii i niesamowitego klimatu. Wspaniała muzyka zespołu Clannad. Oglądałem go jako nastolatek w telewizji, łyknąłem jak cukierek jeszcze raz w ostatnie wakacje
http://en.wikipedia.org/wiki/Robin_of_Sherwood

Lucky Louie – niestety zrealizowano tylko jeden sezon tej amerykańskiej komedii, która pokazuje życie codzienne tytułowego Louie, jego żony Kim i córeczki Lucy. Jeśli ktoś lubi szyderczy humor, pełen jadu i okrutnie celnych obserwacji, serial jest dla niego. Próbki proszę sobie wyszukać na Youtube. Ja obejrzałem całość za jednym zamachem.
http://en.wikipedia.org/wiki/Lucky_Louie

Jericho – serial poświęcony zgładzie atomowej w USA, który w odróżnieniu od większości amerykańskich seriali szanuje inteligencję widza. Świetnie zbudowane postacie, zamotana fabuła, zdrowa dawka emocji. Niestety zrealizowano tylko jeden sezon i kawałek :(
http://en.wikipedia.org/wiki/Jericho_(TV_series)

Prime Suspect – fenomenalny serial produkcji brytyjskiej ITV, poświęcony śledztwom prowadzonym przez DCI Jane Tennison. Na mojej liście to prawdziwy pożeracz czasu, ponieważ liczy sobie siedem sezonów, które łacznie trwają 1488 minut. Główną rolę gra Helen Mirren, co samo w sobie powinno stanowić wystarczający powód do obejrzenia tego serialu. Epizody trwają od półtorej do ponad trzech godzin (tak! jednym ciągiem), ale ogląda się je na jednym oddechu. Serial jest bardzo realistyczny, oferuje prawdziwą panoramę społeczeństwa brytyjskiego, ale uprzedzam: w każdym epizodzie znajdują się sceny, które mogą odesłać do łazienki osoby o słabszych żołądkach.
thttp://en.wikipedia.org/wiki/Prime_Suspec



P.S. 1 W kwestii żargonu – pamiętajmy, że odcinek serialu określa się obecnie mianem "epizodu" ;)

P.S. 2 Wrzuciłem sobie listy dialogowe kilku pozycji w edytor tekstu. Nie czyściłem plików z kodów sterujących, ale wyniki mówią same za siebie:

The Bourne Identity, czas trwania 114 min, 9,104 wyrazy. W przeliczeniu na minutę – 79 wyrazów.
The Queen, czas trwania 98 min, 19,927 wyrazów. W przeliczeniu na minutę – 203 wyrazy.
Prime Suspect 1, czas trwania 200 min, 46,383 wyrazy. W przeliczeniu na minutę – 232 wyrazy.