środa, 19 października 2016

Kasia i bocian


Kilkanaście lat temu, kiedy zatrudniałem się w Zespole Szkół Ekonomicznych w Bielsku-Białej, dokonywała się rewolucja na rynku podręczników do nauki języka angielskiego. Do Polski z przytupem weszło wydawnictwo Express Publishing i bardzo agresywnie promowało swoje podręczniki.

Jako nowy nauczyciel nie tylko dostałem swój komplet pierwszaków, ale musiałem również przejąć grupy w starszych klasach. Przejmowałem je z dobrodziejstwem inwentarza – musiałem uczyć z podręczników, które chyba pochodziły z czasów wczesnego Gierka, a może nawet późnego Gomułki. Jako świeżak, któremu jeszcze się chciało, postanowiłem urządzić rewolucję. Okazja nadarzyła się szybko, gdyż dystrybutor Express Publishing zawitał do Bielska-Białej i zapraszał wszystkich anglistów na spotkanie promocyjne. O ile pamięć mnie nie myli, odbywało się ono w bielskim WOM-ie (WOM to była taka tajemnicza instytucja, która sama przed sobą robiła tajemnicę z tego, czym się zajmuje).

W sali kłębił się tłum. Najpierw trzeba było zawalczyć, by dostać się do sali. Kto studiował w Krakowie, ten pamięta, jakie boje toczyły się, by wsiąść do autobusu PKS relacji Kraków-Cieszyn w piątkowe popołudnie. To była łagodna rozgrzewka przed tym, co działo się na tej sali: ludzie upchnięci jak śledzie, pozajmowane parapety, prelegent stał na jednej nodze, bo drugiej nie miał już gdzie postawić.

Nie pamiętam, czemu było poświęcone to spotkanie. Czy to były jakieś warsztaty, czy tylko prezentacja podręczników. Ważne, że pod koniec każdej obecnej na sali osobie wręczano wielką torbę z książkami. Też dostałem, jakimś cudem wydostałem się z tego kłębowiska i tak oto poznałem podręcznik „Enterprise”. Miałem już narzędzie, by dokonać rewolucji w ZSE.

Przełom wieków to były wspaniałe czasy w szkolnictwie. System oceniania? Jaki system oceniania? Miałeś swoje reguły lekcyjne i tyle. Chciałeś pogadać z klasą? Czasami przegadywało się całe lekcje i nikogo to nie obchodziło. Tematy lekcyjne? Dla kawału wpisywałem przez cały dzień ten sam temat „I have no idea what I am doing today and I don’t care”. Niezmiernie bawi mnie myśl, że gdzieś w archiwum szkolnym albo państwowym leżą dzienniki z takimi tematami. Podobnie było z podręcznikami: każdy nauczyciel wybierał taki, jaki mu się podobał. A ja sobie upatrzyłem „Enterprise”, bo… był czymś nowym, czymś kolorowym i czymś tak brytyjskim, że na jego widok język i wargi same układały się, by rzec z akcentem Seana Connery'ego „Sphlendid. Oh, so sphlendid!”

Zacząłem więc uczyć z tego podręcznika, przetłukłem pierwszą część, zieloną, i było całkiem fajnie. Dzieciaki uczyły się angielskiego od podstaw, a w „Enterprise” układ jednostki był czytelny, materiał był prosty i tylko ten nauczyciel od angielskiego trochę się nudził. Myślałem sobie tak: płacą mi za uczenie, więc mogę się trochę ponudzić. W końcu to nie szkoła jest dla mnie, tylko ja dla szkoły. Przyszedł kolejny rok, więc ponownie tłukłem zieloną część w klasach niższych i drugą, pomarańczową, w klasach wyższych. Lekcje można było prowadzić przez sen, co zresztą często robiłem, gdyż wicedyrektor uwielbiał obstawiać angielskim pierwszą lekcję. A ta rozpoczynała się o 7:10. Od czasów ZSE jest to najbardziej znienawidzona przeze mnie godzina i chyba już nic tego nie zmieni.

Pod koniec drugiego roku uczenia z „Enterprise” zacząłem wpadać w panikę. Jak to? Na studiach licencjackich przerabialiśmy podręczniki na poziomie Proficiency. Na studiach magisterskich same łamigłówki z gramatyki i słownictwa. A teraz co? Odmiana czasownika „be”? Uczenie kolorów? Łkałem ze szczęścia, kiedy dochodziliśmy do Past Simple i mogłem zrobić kartkówkę z czasowników nieregularnych. A tak bardziej na poważnie, zauważyłem, że uwsteczniam się w tempie kosmicznym.

Z nudów zacząłem gromadzić ciekawe słownictwo w języku angielskim, z czego powstała później książka „Angielskie wyrazy kłopotliwe”. Nie będę wyjaśniał szerzej, bo to temat na inną historię. Miałem też pierwszy atak ambicji i zabierałem się za robienie doktoratu z metodyki, lecz niedoszła pani promotor przedstawiła taką listę roszczeń, że z wrażenia mało nie wyskoczyłem oknem. Rozmowy toczyły się bodajże na piątym piętrze starego Collegium Paderevianum, więc nie chciałem już więcej ryzykować. Próba zrobienia doktoratu to również temat na osobną opowieść.

W trzecim roku prowadzenia zajęć z „Enterprise” dostawałem już drgawek. Miałem przygotowaną pulę sprawdzianów i kartkówek. Do książek nawet nie zaglądałem, gdyż wystarczyło je otworzyć i zajęcia robiły się same. Szatański wynalazek, czyli Teacher’s Book, ułatwiał sprawdzanie zadań. Trzeciej części podręcznika nie chciało mi się nawet przekartkować. I tak cichaczem wkradła się w moje belferskie życie rutyna...

Moment otrzeźwienia był mało spektakularny, lecz z perspektywy czasu bardzo dla mnie ważny. Przerabialiśmy jednostkę z trzeciej części podręcznika, tej czerwonej. Klasa przysypiała, ja przysypiałem, któryś z uczniów męczył się i tłumaczył tekst na język polski. I teraz akcja właściwa: uczeń zawiesza się na zdaniu, ja odruchowo powtarzam jego tłumaczenie i… również zawieszam się, ponieważ po raz pierwszy nie znam wyrazu w tekście. Zupełna pustka w głowie, nic nie kojarzę, co to za diabelstwo? Rozbudziłem się na dobre i było to chyba dość wyraźnie widoczne, gdyż jedyna uczennica, która uważała na tej lekcji, postanowiła mi pomóc.

– Bocian – Pouczyła mnie łagodnie. – „Stork” to jest bocian, panie profesorze.

Dla porządku sprawdziłem ten wyraz w słowniku i oczywiście Kasia miała rację. Na moje zapytanie, skąd u diabła to wie, wyjaśniła mi, że na korepetycjach przerabia materiał do przodu, a nazwy zwierzątek i ptaszków z tej jednostki już przyswoiła. Chwatit’.

Ten incydent bardziej mnie rozbawił niż upokorzył, ponieważ mój Tata dawno temu wpoił mi zasadę, że „na słówkach angielskich można zagiąć każdego”.Nieprofesjonalnym zachowaniem z mojej strony było to, że nie sprawdziłem słownictwa przed lekcją, lecz robiłem zajęcia z powietrza, całkowicie rutyniarsko. Jednak prawdziwą grozą przejął mnie fakt, że z podręcznika szkolnego przyswoiłem JEDNO słowo na przestrzeni czterech lat. Owszem, przygotowywałem w ZSE uczniów do Olimpiady Języka Angielskiego oraz do pierwszych edycji Konkursu Języka Angielskiego Fox, ponieważ gdzieś trzeba było się wyżywać! A żeby tylko jedno słowo z podręcznika? Jedno???

Dziś mogę powiedzieć, że ten nieszczęsny bocian był momentem zwrotnym w moim życiu. Zaliczyłem kryzys „uwsteczniania się”, jaki zalicza chyba każdy anglista trafiający do szkoły. Wiem, że znajomi nauczyciele angliści ratują się uczeniem na zaawansowanych kursach albo dają korepetycje na zawrotnym poziomie. Niektórzy dorabiają tłumaczeniami, by mieć jakieś wyzwanie intelektualne. Widziałem też ludzi uciekających ze szkoły po dwóch miesiącach, bo nie potrafią zejść tak nisko. Mnie ten kryzys wystrzelił ze szkoły jak z procy. Ale o tym, jakie to miało konsekwencje napiszę innym razem.

(Imię bohaterki zmienione, gdyż interesuje nas opowieść, a nie personalia.) 

(Oryginalny wpis ukazał się na grupie Nauczyciele Angielskiego na FB.)

środa, 12 października 2016

Promocja na Dzień Edukacji Narodowej



Wydawca postanowił z okazji Dnia Edukacji Narodowej zaszaleć i w promocji na Allegro znajduje się mój podręcznik Polonsky Writing for Matura. Cena jest rewelacyjna, gdyż tylko 39 złotych (zamiast zwyczajowych 59 zł).

Link prosto do aukcji: http://allegro.pl/promocja-polonsky-writing-for-matura-ociepa-i6559775775.html


Z zawartością książki można zapoznać się na Issuu:







wtorek, 11 października 2016

Mistrz Ciętej Riposty i Ania



Coś się dzisiaj nostalgicznie zrobiło, więc taka historia sprzed kilkunastu lat. Uczyłem w Zespole Szkół Ekonomicznych w Bielsku-Białej, podobno był to język angielski. Jak się pewnie domyślacie, w szkole przeważały uczennice, a wicedyrektor w swojej złośliwości postanowił mnie uszczęśliwić wychowawstwem całkowicie żeńskiej klasy. Dostałem więc te trzydzieści dziewcząt...

Miałem ja sobie taką małą salkę w przyziemiu, był to chyba dawny składzik węgla. Ot, miejsce na sześć czy siedem ławek, jedno zakratowane okno na poziomie gruntu, rozpadająca się szafka, mała tablica, dwa kawałki kredy.

Wicedyrektor – były wojskowy zamordysta, ranny ptaszek – przywalił mi zajęcia na 7:10. Pora wybitnie gówniania. Jak mawiał jeden profesor: 
Za późno na udój krów, za wcześnie na udój studentów. Zawsze rano przyjeżdżałem do szkoły w nastroju mocno skrzywionym. Sarkazm i złośliwość ze mnie buchały, aczkolwiek łagodziła je cudowna pani w sklepiku szkolnym, która robiła zajebiste bułeczki z szynką, serkiem i sałatkami. Przez dwie godziny trwał mój rozruch, a potem już jakoś dało się żyć. Najgorzej było z moją klasą, ponieważ panny miały milion problemów od samego rana. Stosowałem więc metodę na psa rasy bernardyn: niech sobie skaczą, niech sobie robią co chcą, ja zachowuję kamienny spokój. Jak bernardyn, po którym łazi stado dwulatków.

Oszczędzę wam relacji z tego, co się działo przez dwa lata i przeskoczymy od razu do akcji głównej.

Był to już cieplejszy miesiąc. Pół mojej klasy ma W-F, a druga połówka ma angielski ze mną. Czołgam się powolutku na zajęcia, kupuję bułeczkę, wolnym krokiem podchodzę do sali. Jeszcze przed drzwiami dostaję radosny opierdol od przewodniczącej klasy, co mi się tak wolno dzisiaj idzie. Reszta panien oparta o ściany nadal śpi. Nie chce mi się nawet odpowiadać zwykłym tekstem ("Ja jestem maszynistą i beze mnie ten pociąg nie odjedzie."). Otwieram salę, wpuszczam dziewoje i sam człapię za nimi.

Panny kładą się pokotem na ławkach i dosypiają. Ja rozwijam sobie bułeczkę, przewodnicząca klasy szczebiocze radośnie, czy dam jej gryza. Patrzę się na nią spojrzeniem mówiącym, że dać to jej mogę... Folię po bułeczce.

Nagle otwierają się drzwi!

Wpada jedna z moich panienek klasowych, jedna z najlepszych uczennic w szkole, łapie za krzesło i siada z rozmachem przed moim stoliczkiem. Urwała się z W-F, cała radosna jak skowronek i uśmiechnięta.
– Przyszłam, żeby panu coś powiedzieć! – Ania wali do mnie radośnie, jakbym cholera sam nie wiedział, że ma jakiś interes. No ale jak już tu przylazła i zawraca mi głowę, nie mogę jej zignorować, bo jem bułkę, mam poprowadzić lekcję, a ona ma być na W-F.

Pora uruchomić słynny sarkazm Pana Profesora Romana O.
Nawet na nią nie patrzę, delektuję się bułą i bez zmrużenia okiem odpalam. – Tak, Aniu. Wiem, co chcesz mi powiedzieć. Jesteś w ciąży.

Ania na to… – A żeby pan wiedział, panie profesorze. Termin mam na koniec września i chciałam powiedzieć, że mam zwolnienie z W-F do końca roku i żeby mi pan to wpisał do dziennika. Wpisze pan?

Wstała i pognała dalej.

Ja patrzę na klasę... Klasa na mnie... Po pięciu sekundach ryk śmiechu, a przewodnicząca na cały głos. – Jezu, jaką pan ma minę!!!

Kurtyna.
Tak, Ania urodziła w klasie maturalnej. Zdała maturę i została bohaterką, która pokonała Mistrza Ciętej Riposty, czyli mnie.

A ja zanoszę dzięki pod niebiosa, że wtedy nie było komórek z aparatami i filmikami, bo by mi żyć nie dały. Zresztą i tak nabijały się ze mnie do wakacji.


(Imię bohaterki zmienione, gdyż interesuje nas opowieść, a nie personalia.)

(Wpis po raz piewszy pojawił się na grupie Nauczyciele Angielskiego na Facebooku.)

środa, 14 września 2016

Lekcja o Londynie


Jeśli szukacie lekcji o Londynie na poziomie B1/B2, w pierwszym numerze EnglishLand znajdziecie kompletną jednostkę z podręcznika "Let's Visit England” autorstwa mojego i Mateusza Kołodziejczyka. Cała lekcja jest przewidziana na 90 minut, lecz można oczywiście przerobić tylko wybrane ćwiczenia.

EnglishLand to zbiór autorskich materiałów do nauki i nauczania języka angielskiego, przygotowany przez nauczycieli i lektorów języka angielskiego z całej Polski, a projekt wymyśliły i zrealizowały Ewelina Wachowiak i Ania Starzyńska. Całość liczy ponad 100 stron, a w środku znajdziecie materiały dla każdej grupy wiekowej, od przedszkola do szkół ponadgimnazjalnych.

Pierwszy numer EnglishLand można pobrać z bloga Eweliny:

Zajrzycie też koniecznie na blog Ani:

wtorek, 9 sierpnia 2016

Polonsky Speaking for Matura



Wraz z Karoliną Ostrowską-Wawryniuk pracujemy nad kolejnym podręcznikiem z serii „Polonsky for Matura”. Będzie to „Polonsky Speaking for Matura”, czyli książka do kopiowania z zadaniami do matury ustnej z języka angielskiego na poziomie B1 i B2.


Co znajdzie się w podręczniku?
Podręcznik będzie podzielony na 8 sekcji zagłębiających różne aspekty egzaminu ustnego:
  • Introductory Questions
  • Conversation with role-play
  • Describing the picture
  • Commenting on the picture
  • Talking about your present preferences and habits
  • Narrating a past event
  • Choosing an option based on visual prompts
  • General questions.
W każdej sekcji znajdzie się 5 zadań o zróżnicowanym poziomie trudności, by umożliwić pracę z uczniami z ograniczoną znajomością języka angielskiego. W podręczniku będzie znajdować się łącznie 40 zadań ze szczegółowymi instrukcjami, poradami oraz alternatywnymi sposobami wykorzystania materiałów („lesson plans”). Do książki będzie to dołączone 5 kolorowych zestawów egzaminacyjnych w wersji dla zdającego oraz dla egzaminatora.
Książka jest zaprojektowana w ergonomiczny sposób, zapewniając wygodę kserowania i elastyczność pracy: oprawa spiralowana, aby dało się książkę rozłożyć na płasko; papier o wysokiej gramaturze, aby książka nie zużywała się szybko; kieszonka z tyłu na kolorowe zestawy egzaminacyjne.

Przedsprzedaż
Przewidujemy, że książka ukaże się z końcem listopada 2016. Na Allegro trwa przedsprzedaż i można już złożyć zamówienie, aby cieszyć się podręcznikiem w promocyjnej cenie. Obecnie można nabyć ostatnie sztuki po 59 złotych, a przez najbliższy miesiąc książka będzie w cenie 69 złotych. Potem cena będzie rosnąć o 10 złotych co cztery tygodnie. Przewidywana cena detaliczna to 129 złotych.


Czy można obejrzeć podręcznik?
Zachęcam do obejrzenia przykładowej jednostki na Issuu. Osoby posiadające konto na tej stronie mogą również pobrać materiał i wykorzystywać go na swoich zajęciach.




wtorek, 2 sierpnia 2016

Wielka cisza, czyli dlaczego należy zlikwidować gimnazja


Ostatnie dwie dekady to czas kolejnych trzęsień ziemi w edukacji. Wymienię kilka większych z głowy bez dbałości o porządek chronologiczny: wprowadzenie gimnazjów w 1999 roku, zmiany podstawy programowej, zastąpienie egzaminu dojrzałości egzaminem maturalnym, zmiana formuły matury ustnej z języka obcego, zmiana formuły matury pisemnej z języka obcego, posłanie sześciolatków do szkół, cofnięcie decyzji o posłaniu sześciolatków do szkół, wprowadzenie podręczników wieloletnich. Sporo tego? Sporo.
Miesiąc temu, 27 czerwca 2016, minister Anna Zalewska ogłosiła nadejście następnego trzęsienia ziemi, czyli kolejną reformę naszego systemu edukacji. Jednym z najważniejszych punktów tej reformy ma być likwidacja gimnazjów. Akurat ten pomysł uważam za bardzo dobry.

Miejsce gimnazjum w systemie edukacji
Miejsce na trzyletnie gimnazjum zostało wygospodarowane poprzez skrócenie szkoły podstawowej z ośmiu klas do sześciu oraz obcięcie jednego roku nauki w liceach i technikach. Właściwie każdy uczeń, który ukończy szkołę podstawową ma zagwarantowane miejsce w gimnazjum, gdyż w Polsce obowiązek nauki obejmuje osoby do osiemnastego roku życia. Do gimnazjum nie można się „nie dostać”.
W odróżnieniu od szkoły podstawowej, gdzie część przedmiotów została złączona w grupy przedmiotowe (np. przyroda), kształcenie w gimnazjum odbywa się z podziałem na przedmioty nauczania takie jak język polski, biologia, chemia itd.
Pod koniec trzeciej klasy uczniowie przystępują do egzaminu gimnazjalnego, który trwa trzy dni i polega na sprawdzeniu wiedzy poprzez test rozbity na trzy części: humanistyczną (z zakresu historii i wiedzy o społeczeństwie oraz z zakresu języka polskiego), matematyczno-przyrodniczą (z zakresu przedmiotów przyrodniczych i z zakresu matematyki) oraz z języka obcego nowożytnego. Wyniki egzaminu gimnazjalnego są wykorzystywane przy rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych, choć nie są jedynym kryterium.

Konsekwencje wprowadzenia gimnazjów
Obawy przed wprowadzeniem gimnazjów były ogromne, lecz tylko po części uzasadnione. Na początku ten etap nauczania działał ze zgrzytami, lecz stopniowo nauczyciele wypracowali sobie w miarę skuteczne metody pracy z młodzieżą, która ze względu na wiek (13–16 lat) jest dosyć trudna. Jest to typowe zjawisko, gdyż przestawienie tak wielkiej organizacji, jaką jest szkoła na nowe tory zabiera bardzo dużo czasu.
Natomiast młodzi ludzie nauczyli się, że przejście ze szkoły do szkoły to „bułka z masłem”. Sprawdzianu umiejętności w szóstej klasie SP, jaki był przeprowadzany do 2016 roku, nie dało się uwalić: każdy musiał go zdać, każdy musiał zostać przyjęty do gimnazjum.
Pomimo tego, że gimnazja reklamowano jako sposób na wyrównianie szans, nic takiego nie nastąpiło. Wyniki egzaminu gimnazjalnego są miażdżące dla systemu – wioski przegrywają w państwowych testach z miastami. W większych miastach tworzone są elitarne gimnazja, które przyciągają najzdolniejszych i najbardziej pracowitych (czyt. młodzież z domów, w których rodzice troszczą się o przyszłość swoich dzieci).
Ze względu na wzrost liczby liceów (oraz likwidację techników oraz zasadniczych szkół zawodowych) absolwentom gimnazjów jest bardzo łatwo znaleźć miejsce w takiej szkole. Z wyjątkiem gimnazjów dwujęzycznych, liceum nie wolno (!) przeprowadzić własnych egzaminów wstępnych, co skutecznie odbiera możliwość dokonywania selekcji wśród uczniów.

Syndrom porzuconego dziecka
Aby zrozumieć, w jaki sposób gimnazjum szkodzi uczniom, musimy cofnąć się do szkoły podstawowej. Mały człowiek, rozpoczynający naukę w I klasie, wymaga bardzo dużo uwagi i pomocy nie tylko ze strony nauczycieli, lecz również ze strony rodziców. Niestety szkoła wymaga sporego zaangażowania ze strony rodzica, a nauka nabiera prawdziwego rozpędu, kiedy dziecko trafia do IV klasy. Jest to chwila, kiedy nauka rozszczepia się na kilka przedmiotów i ogarnięcie tego jest bardzo ciężkie.
Niestety ostatnia zmiana podstawy programowej wymusiła na nauczycielach inny sposób pracy z dziećmi: nie ma czasu na ćwiczenia i powtarzanie, nie ma czasu na utrwalanie materiału. Wystarczy tylko zerknąć na kalejdoskop zagadnień wprowadzanych w IV klasie na matematyce. Uczeń ma się zaznajomić ze wszystkim po trochu, a nauczyciel gna i gna z materiałem.
Nic dziwnego, że odpowiedzialni rodzice starają się pomóc swoim dzieciom. Odrabiają z nimi zadania, ćwiczą, przepytują, odpytują i wyjaśniają. Sytuacja jest w miarę do opanowania, jeśli rodzice mają ustabilizowaną, regularną pracę. Gorzej, kiedy tak nie jest.
Kiedy dziecko kończy szkołę podstawową, rodzice przeważnie mają już dość. Wielu z nich uznaje, że dziecko jest wystarczająco duże i samodzielne, by w gimnazjum zatroszczyć się samo o swoją naukę. W końcu już wie, jak się uczyć, no nie? W tym okresie zaczyna się również młodzieńczy bunt i stawianie się, więc zmęczony po sześciu latach podstawówki rodzic nie ma już siły kopać się z systemem oraz z własnym dzieckiem. Zmęczony rodzic porzuca dziecko.
Pewna grupa rodziców stara się jednak zadbać o swoje pociechy i stąd taka popularność elitarnych gimnazjów („Tu się zajmą moim dzieckiem.”) oraz korepetycji („Niech to ktoś ogarnie za mnie.”). Wielu rodziców nie wyrabia z pomaganiem dziecku w nauce; kto z nas po kilkunastu latach od zakończenia edukacji radzi sobie świetnie z chemią, biologią, matematyką, historią i co tam jeszcze w szkole żądają? Przeważnie dzieciaki są jednak zdane same na siebie.

Bez początku i bez końca
Prowadzenie zajęć w gimnazjum to ogromne wyzwanie dla nauczycieli, gdyż nie mają oni wpływu na to, jaki „materiał” (fuj, co za okropne określenie) trafia w ich ręce. Skąd mają wiedzieć, jaki będzie zasób wiedzy ich przyszłych uczniów oraz jakie umiejętności ucznia się będą oni posiadać? Nauczanie w gimnazjum ma też dobrą stronę. Domyślacie się? Tak, nie trzeba się martwić o to, co uczniowie wyniosą z naszych lekcji. Przecież liceum albo technikum posprząta po nas…
Uczeń gimnazjum jest więc zawieszony między dwoma światami; już nie jest pilnym i posłusznym dzieckiem, a jeszcze nie stał się odpowiedzialnym za siebie człowiekiem. W wieku 14 czy 15 lat nie myśli się o przyszłości, więc gimnazjaliści tracą trzy lata na beztroskie bujanie się. Szkoda miejsca, by przytaczać wszystkie relacje moich uczniów, ale wystarczy wspomnieć, że jest to czas wielogodzinnych nocnych rozgrywek w Counter-Strike’a, zanurzania się w serialach czy po prostu olewania wszystkich i wszystkiego.
A później w liceum jest wielki płacz. Bo nauka, bo wymagania, bo matura. Kształcenie wyglądałoby inaczej, gdyby gimnazja były „podwieszone” pod licea, a nauczanie byłoby prowadzone w cyklu sześcioletnim przez tych samych nauczycieli. Niestety wieloletnią praktyką było łączenie w zespoły szkół gimnazjów i podstawówek, co skutkowało „dziewięciolatką”.

Zlikwidujmy gimnazja
Uważam, że gimnazjum jako instytucja nie sprawdza się. Powoduje tylko uśpienie czujności rodziców („Moje dziecko jest już przecież prawie dorosłe.”) oraz daje złudne poczucie zawieszenia uczniom („A co ja się będę jakimiś studiami martwił? Mam czas.”). Niestety w obecnym systemie gimnazjum rozwadnia to, co wypracowuje szkoła podstawowa, a gimnazjalistom zapewnia raczej słabe przygotowanie do dalszego kształcenia się w liceach czy technikach. I dlatego dobrze się stanie, jeśli gimnazja zostaną zlikwidowane.

Co dalej?
Tempo zmian zaproponowanych przez minister A. Zalewską jest ogromne. Skandalem jest wprowadzanie reform w środku etapu kształcenia. Przypomnę tylko, że etapy są cztery: klasy I-III SP, IV-VI SP, gimnazjum i szkoła ponadgimnazjalna. Ministerstwo ogłosiło, że zmiany dotkną uczniów, którzy we wrześniu rozpoczną naukę w klasie szóstej szkoły podstawowej. Dlaczego taka reforma nie jest wprowadzana stopniowo w klasach pierwszych albo czwartych? Dlaczego nagła zmiana kursu?
Dopiero za miesiąc poznamy szczegóły rozwiązań, gdyż projekt zmian w ustawie o systemie oświaty pojawi się 16 września (tak obiecała minister). Dopiero po lekturze projektu ustawy będzie można ocenić, na ile obiecywane zmiany mają sens. A wiele kwestii pozostaje do wyjaśnienia, choćby zapowiedziana przez minister A. Zalewską ciągłość nauczania języka obcych (w swoim wystąpieniu minister wyraźnie powiedziała o tym, że uczeń ma iść przez 12 lat tylko do przodu).

Będzie bal. Oj, niezły bal.

czwartek, 28 lipca 2016

Let’s Visit Poland


Wraz z Michałem Kolasą pracujemy nad tytułem, który ma stanowić zamknięcie serii podręczników „Let’s Visit”, czyli książce do kopiowania poświęconej Polsce.
Uważam, że taka publikacja jest bardzo potrzebna, gdyż coraz więcej podróżujemy i coraz częściej kontaktujemy się z osobami z innych krajów. Rozmawiamy z nimi o naszej ojczyźnie i często brakuje nam odpowiedniego języka, by przedstawić choćby najbardziej podstawowe fakty z naszej historii albo opowiedzieć o wspaniałym polskim jedzeniu.



Przedsprzedaż
Przewidujemy, że książka ukaże się z końcem września 2016. Na Allegro trwa przedsprzedaż i można już złożyć zamówienie, aby cieszyć się podręcznikiem w promocyjnej cenie 49 zł (zwykła cena detaliczna to 79 zł).


Co znajdzie się w podręczniku?
Podręcznik „Let’s Visit Poland” będzie posiadał taki sam układ jak poprzednie książki z serii – każda z piętnastu lekcji mieści się na czterech stronach A4 i nadaje się świetnie do kopiowania.
W książce zamieściliśmy następujące tematy związane z geografią, historią i kulturą Polski:
1 The Geography of Poland
2 The Republic of Poland
3 The History of Poland
4 Animals and Plants of Poland
5 The Symbols of Poland
6 People of Poland
7 Polish Scientists
8 Polish Customs and Traditions
9 Polish Film-makers
10 Cracow
11 The Wawel Castle
12 Polish Food and Drink
13 Polish Writers and Poets
14 Andrzej Sapkowski
15 Polish Myths and Legends

Warto wiedzieć, że wszystkie teksty z podręcznika – a będzie ich trzydzieści – zostaną nagrane przez naszego firmowego „native speakera”, Russella Prestona, i znajdą się na dołączonej płycie CD Audio.

Czy można obejrzeć podręcznik?
Zachęcam do obejrzenia przykładowej jednostki na Issuu. Osoby posiadające konto na tej stronie mogą również pobrać materiał i wykorzystywać go na swoich zajęciach.

środa, 27 lipca 2016

„Ćmy” w antologii „City 3”


Kilka tygodni temu wydawnictwo Forma wydało kolejny zbiór opowiadań poświęcony miejskiej grozie pod tytułem „City 3. Antologia polskich opowiadań grozy”. Wśród 23 opublikowanych opowiadań w tomie znajduje się również moja historia, „Ćmy”.



Jest to moje pierwsze pełnoprawne opowiadanie, jakie napisałem po wieloletniej przerwie. Mój debiut w „Nowej Fantastyce” miał miejsce w 1997 roku, a „Ćmy” skończyłem pisać w 2010 roku – jak łatwo policzyć, minęło trzynaście lat, zanim znowu poczułem potrzebę odezwania się. Nie byłoby jednak tego opowiadania, gdyby nie namowy Bartka Paszylka, który mobilizował mnie do pisania. Ta publikacja sprawiła mi dużą przyjemność, ponieważ „Ćmy” długo czekały na swoją kolejkę – do czasu wydania antologii „City 3” zdążyły się już ukazać „Lady” oraz „Skafander”, czyli historie napisane później.
W „Ćmach” przedstawiona jest historia fotografa amatora, który kupuje wiekowy aparat fotograficzny i stara się go wykorzystywać w swoim atelier. Co z tego wynika? Przeczytajcie sami…


Antologię można zakupić na stronie wydawcy:


niedziela, 26 czerwca 2016

Let’s Visit England

W tym miesiącu ujrzał świetło dzienne kolejny podręcznik mojego autorstwa „Let’s Visit England. Photocopiable Resource Book for Teachers”. Długo można by pisać o perypetiach związanych z powstaniem tego dzieła. Dość wspomnieć, że prace toczyły się blisko trzy lata. Podręcznik napisałem we współpracy z utalentowanym Mateuszem Kołodziejczykiem, absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. rotmistrza Witolda Pileckiego w Oświęcimiu.



Co znajduje się w podręczniku?
Podręcznik „Let’s Visit England” posiada taki sam układ jak poprzednie książki z serii: każda z piętnastu lekcji mieści się na czterech stronach A4 i nadaje się świetnie do kopiowania.
W książce zamieściliśmy następujące tematy związane z geografią, historią i kulturą Anglii:
1 The Geography of the British Isles
2 The United Kingdom
3 The History of England
4 Education in England
5 English Games
6 English Scientists
7 English Writers
8 English Filmmakers
9 English Bands and Musicians
10 The English Car Industry
11 London
12 Greenwich
13 English Landmarks
14 English Castles
15 English Myths and Legends

Warto wiedzieć, że wszystkie teksty z podręcznika – a jest ich trzydzieści – są nagrane przez native speakera, Russella Prestona, i znajdują się na dołączonej płycie CD Audio.

Czy można obejrzeć podręcznik?
Zachęcam do obejrzenia przykładowej jednostki na Issuu. Osoby posiadające konto na tej stronie mogą również pobrać materiał i wykorzystywać go na swoich zajęciach.


Podręcznik można zakupić u wydawcy w promocyjnej cenie na aukcjach Allegro. Będzie też można nabyć go w księgarniach Edu-Książki.



poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Polonsky Writing for Matura


Miło mi donieść Czytelnikom tego bloga, że w zeszłym tygodniu ujrzał światło dzienne mój najnowszy podręcznik do nauki języka angielskiego „Polonsky Writing for Matura”. Cieszę się tym bardziej, gdyż do pisania takiej książki zabierałem się od kilku lat; inne projekty wydawnicze co rusz stawały na drodze, lecz wreszcie udało mi się znaleźć czas i odwagę, by napisać taki kompleksowy podręcznik, który w założeniu ma pomagać w nauce dobrego pisania. Przyznam się bezwstydnie, że po części odwaliłem tu prywatę – taka książka była mi w nauczaniu bardzo potrzebna, więc skoro nie było nic podobnego na rynku, napisałem sobie sam.


Kup książkę na Allegro – klik

1. Co znajduje się w podręczniku?
Podręcznik „Polonsky Writing for Matura” zawiera 30 czterostronicowych jednostek (120 stron), w których prezentowane są zasady rządzące tworzeniem wypowiedzi pisemnych oraz ćwiczenia. Tych ostatnich jest 235! W jednostkach poświęconych wypracowaniom na poziomie podstawowym i rozszerzonym w każdej jednostce jest po osiem ćwiczeń, natomiast w pięciu jednostach poświęconych wypracowaniom na poziomie dwujęzycznym – po siedem.
Oprócz tego w książce znajduje się 30 dwustronicowych kart pracy (sekcja Twoje Wypracowania), gdyż zawsze irytowało mnie, kiedy uczniowie oddawali mi kartki i karteczki różnych rozmiarów, przeważnie zapisane linijka w linijkę oraz od „ściany do ściany”, tak że nie było żadnej przestrzeni na poprawianie błędów, oznaczenie dobrych miejsc i wpisywanie komentarzy. A teraz można poprosić ucznia, aby wypracowanie napisał na osobnej stronie, która jest do tego przeznaczona i gdzie jest odpowiednia ilość miejsca oraz maturalna tabelka na punkty.
Na końcu książki znajduje się szczegółowy klucz, w którym nie tylko podane są odpowiedzi do zadań, lecz również przykładowe wypowiedzi pisemne do tematów podanych w zadaniach maturalnych.
Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółową zawartością podręcznika, proszę zerknąć na mapę książki.

Mapa książki – klik 

2. Układ jednostki
Każda jednostka rozpoczyna się od krótkiego wprowadzenia. Starałem się unikać rozbudowanych wyjaśnień oraz tłumaczenia rzeczy oczywistych (nie ma to jak objaśniać uczniowi strategię rozwiązywania zadań wielokrotnego wyboru), gdyż szanuję inteligencję czytelnika.
Następnym elementem jednostki jest zadanie 1, czyli modelowa wypowiedź. Tutaj naszym zadaniem jest zapoznanie się z treścią polecenia maturalnego oraz rozwiązanie ćwiczenia, polegającego najczęśniej na uzupełnieniu brakujących wyrazów (pojedyncze słowa, przedimki czy wyrazy pochodne). Uważam, że należy pracować aktywnie, więc w ten sposób zapoznajemy się z modelową wypowiedzią w sposób aktywny.
W kolejnych sześciu ćwiczeniach zapoznajemy się z różnymi pomniejszymi zagadnieniami związanymi z tematem. Może to być tworzenie wstępów albo zakończeń do tekstu, nauka przydatnych zwrotów i wyrażeń, szybkie przećwiczenie jakiegoś potrzebnego w danym miejscu zagadnienia gramatycznego.
Przedostatnie ćwiczenie, zadanie 7, w pierwszej części książki jest przeznaczone na powtórkę. Pracujemy z krótkim tekstem, który podsumowuje zagadnienia poruszane w jednostce. W drugiej i trzeciej części książki zadanie 7 stanowi wprowadzenie do tzw. zadania maturalnego. Musimy odpowiedzieć na pytania, dzięki czemu mamy pewien punkt zahaczenia przy pisaniu wypracowania.
Przed ostatnim ćwiczeniem, zadaniem 8, znajduje się ramka z ważnymi informacjami dotyczącymi danego typu wypowiedzi pisemnej. Po prawej stronie jest kolejna ramka, Ekspert radzi, gdzie znajduje się objaśnienie różnych ważnych kwestii formalnych związanych z pisaniem i ocenianiem pracy pisemnej. Samo zadanie 8 to nic innego tylko temat zadania maturalnego, które musimy zaplanować i napisać.

Przykładowe strony – klik

3. Jak pracować z „Polonsky Writing for Matura”?
Przyznaję, że usiłowałem w tej książce pogodzić trochę wodę z ogniem, czyli przygotować podręcznik tak, aby istniała w nim pewna gradacja materiału: najpierw zaznajamiamy się z elementarnymi zgadnieniami na poziomie zdania, potem pracujemy z akapitem (ang. paragraph), a następnie przechodzimy do pełnych wypowiedzi. Jednocześnie chciałem, aby każda jednostka stanowiła zamkniętą całość, którą można wyłuskać z podręcznika i przerobić samodzielnie. Wydaje mi się, że udało się ten cel osiągnąć.
Z książką można więc pracować na dwa sposoby. Pracując z uczniem przygotowującym się do matury rozszerzonej możemy przerobić podręcznik od jednostki pierwszej do dwudziestej piątej. Możemy też przerobić całość materiału, aż do jednostki trzydziestej. Tak, to nie pomyłka! W sekcji poświęconej wypowiedzi na poziomie dwujęzycznym znajduje się sporo materiału, który będzie również przydatny na poziomie rozszerzonym.
Możemy też pracować inaczej, stosując metodę, którą nazywam „wydłubywaniem rodzynków z ciasta”. Nauczyciel (albo uczeń) wybiera z podręcznika potrzebne mu jednostki, zgodnie z tym, co jest mu w danej chwili potrzebne.
Warto pamiętać, że z podręcznikiem można pracować intensywnie w klasie maturalnej, lecz nic nie stoi na przeszkodzie, by wprowadzić już w klasie I albo II szkoły ponadgimnazjalnej. Wtedy możemy raz na miesiąc lub raz na dwa tygodnie „zarzucić jednostką” i w ten sposób przerobimy całą książkę bez zbytniego pośpiechu.

4. Czego NIE ma w tej książce?
W repetytoriach i podręcznikach ponadgimnazjalnych bardzo mnie irytuje wychowywanie ucznia na „małego egzaminatora”. Różne sekcje uczące pisania koncentrują się na analizie błędów czy parafrazach stylistycznych, podając materiał z perspektywy egzaminatora. Ja natomiast uważam, że przede wszystkim trzeba nauczyć się porządnie pisać. Dlatego w mojej książce nie ma ćwiczeń na poprawianie błędów (uznaję takie ćwiczenie za szkodliwe), nie ma wymyślnych analiz zadań, nie ma też ćwiczeń urągających inteligencji ucznia (wybór wielokrotny czy dopasowywanki).
Proszę też nie traktować tej książki jako przewodnika dla egzaminatorów. Nie taką rolę ma spełniać. Aczkolwiek pani Aleksandra Procek, nauczycielka i egzaminatorka OKE w Jaworznie, dbała o to, by wszelkie informacje na temat matury były rzetelne i solidne. Za to bardzo jej dziękuję.

5. Wykonanie książki
Chciałem też, aby książka była ergonomiczna i przyjazna dla nauczyciela. Co przez to rozumiem? Książkę wykonaliśmy kierując się kilkoma zasadami: każde ćwiczenie ma rozpoczynać się i kończyć w obrębie jednej strony; w ćwiczeniach ma być odpowiednio dużo miejsca na wpisywanie odpowiedzi; klucz do każdej jednostki ma się mieścić na jednej stronie. Z doświadczenia wiem, że takie drobiazgi znacznie ułatwiają korzystanie z podręcznika.


Podręcznik można zakupić u wydawcy na aukcjach Allegro. Będzie też można nabyć go w księgarniach Edu-Książki oraz na stronie wydawcy.

Kup książkę na Allegro – klik