czwartek, 2 stycznia 2014

Droga Hanko, czyli dlaczego nie popieram WOŚP




Wiele lat temu wpadło do mnie na lekcję angielskiego zdyszane dziewczę – powiedzmy, że miało na imię Hania* – i wysapało: „Proszę pana, proszę pana… Będę kwestować w tym roku na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Ale fajnie, no nie?” Zdziwienie Hani było wielkie, kiedy z kamienną twarzą oświadczyłem, że nie, to wcale nie jest fajnie. Jako że Hania była dziewczyną dość inteligentną (a szkoła chyba tępiła samodzielne myślenie w mniejszym stopniu niż czyni to obecnie), zadała oczywiste pytanie: „A dlaczego tak pan sądzi?” Oto jak potoczyła się moja rozmowa z Hanią.

Spytałem ją najpierw, jak konkretnie, w „strzegółach”, to kwestowanie ma wyglądać. Hania wyjaśniła, że młodzieżarnia otrzyma puszki i ustawi się w strategicznych miejscach naszego niewielkiego miasteczka, by kwestować. W tłumaczeniu z ichniego na nasze, oznaczało to, że staną na przykościelnych chodnikach i tam będą wyciągać rękę po pieniądze i przyklejać darczyńcom serduszka na odzieży wierzchniej.

„Czyli będziecie takimi zorganizowanymi żebrakami?” Tak podsumowałem sposób, w jaki WOŚP planowała rękami młodzieży gromadzić pieniądze. Ale! Ale! Ale! zapowietrzyła się Hania. Przecież my, proszę pana, będziemy zbierać pieniądze na chore dzieci! Jak to, nie rozumie pan?! Niestety, pan Roman nie rozumiał.

Kiedy już Hania się odpowietrzyła, a w szczególności udrożniła kanały słuchowe, zadałem jej dwa pytania. Pierwsze brzmiało tak: „Chcesz pomóc chorym dzieciom?” Odpowiedź brzmiała rzecz jasna: „Tak!” Pytałem  więc dalej: „Dlaczego nie ZAROBISZ sama pieniędzy i nie przekażesz ich na rzecz WOŚP?” Hania trawiła to pytanie i trawiła, aż wreszcie powiedziała: „W sumie to o tym nie pomyślałam… Tak też można.”

Właśnie, tak też można. Jurek Owsiak, pomysłodawca i organizator WOŚP, co roku degraduje młodzież do roli osób wyciągających rękę. A przekaz podświadomy jest taki: jak coś chcesz, wyciągnij łapę. Za twoją chęć pomocy zapłaci ktoś inny. I w ten sposób dochowaliśmy się już pokolenia, które uważa, że klikanie w „lajki” pod różnymi akcjami na Facebooku, a jeszcze wcześniej klikanie w brzuszek Pajacyka, to „zajebista” sprawa. Owsiak uczył – i nauczył! – młodzież, że żebranina jest cool.

A przecież można było tę akcję poprowadzić inaczej. Młodzież w wieku licealnym (skupmy się tutaj na takim przedziale wiekowym) ma kilometry wolnego czasu. Dlaczego Jurek Owsiak nie posłał tej rzeszy ludzi do hospicjów, by pomagali tam choćby przez 2 albo 3 godziny tygodniowo? Ciężko chorym dzieciom i staruszkom można choćby czytać książki. Dlaczego Jurek Owsiak nie prosił licealistów o to, by najpierw sami zarobili pieniądze, a potem przeznaczyli je na WOŚP? Wystarczyłoby poroznosić ulotki lub gazetki przez kilka(naście) dni i już byłoby więcej kasy na „chore dzieci”. I to uczyłoby młodzież systematyczności (muszę popracować przez pewien czas) oraz odpowiedzialności (sam gospodaruję swoimi pieniędzmi).

W moim przekonaniu, Jurek Owsiak postąpił dokładnie na odwrót. Systematycznie przyzwyczajał młodzież do tego, że liczy się tylko spektakularny, styczniowy błysk przed kamerami. Zachęcał do dobroczynności z cudzej kieszeni (TY daj NAM pieniądze do puszki), zamiast promować wśród młodzieży dzielenie się własnymi, ciężko zarobionymi pieniędzmi. Doprowadził też do tego, że całkiem dosłownie społeczeństwo w dniu WOŚP dzieliło się na tych zaserduszkowanych oraz tych nieczułych i niedających. Młodzież bardzo lubi postrzegać świat binarnie, wszystko dla niej jest albo czarne albo białe, więc pomysł na metkowanie ludzi naklejkami utrafił ww ten styl myślenia, gdyż pomagało wizualnie odróżnić „swoich” od „nieswoich”. Innymi słowy, zwalniał woluntariuszy z MYŚLENIA.


Robert Frost pisał: „Two roads diverged in a wood, and I, I took the one less traveled by, And that has made all the difference”. Uważam, że w naszym życiu powinniśmy kierować się właśnie taką ideą – wybierajmy rzeczy trudniejsze, rzeczy wymagające od nas więcej zorganizowania i osobistego poświęcenia. Ponieważ u podstaw akcji pana Owsiaka leży zupełnie odmienny zbiór zasad, nie mogę i nie będę jej popierać.

*Imię zmienione, lecz postać autentyczna.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Jak nauczyć się pisać do matury rozszerzonej z angielskiego




Przygotowując uczniów do egzaminu maturalnego na poziomie rozszerzonym bardzo dużo czasu poświęcam na naukę pisania. O ile jeszcze kilka lat temu uczniowie dysponowali umiejętnością pisania w języku polskim, teraz trzeba uczyć ich właściwie wszystkiego od zera. Muszę więc przypominać jak buduje się zdanie w języku angielskim, wyjaśniać czym jest akapit, ćwiczyć budowanie zdań złożonych i pokazywać, w jaki sposób zdania muszą się układać jak cegły w murze. Itede, itepe. Poniżej kilka prostych porad.

1. Pamiętaj o szyku zdania angielskiego

Najczęściej występującym szykiem zdania w języku angielskim jest PODMIOT + ORZECZENIE. O ile w języku polskim możemy dowolnie przestawiać elementy, nie możemy tak robić w języku angielskim. Zwróć uwagę, że poniższe zdania są dopuszczalne w języku polskim (choć niektóre dziwnie brzmią):

Mały kotek zjadł dużą rybę.
Dużą rybę zjadł mały kotek.
Mały kotek dużą rybę zjadł.
Zjadł mały kotek dużą rybę.

W angielskim możemy to zdanie zapisać tylko w jeden sposób:

The little cat ate the big fish.

Oczywiście istnieją wyjątki od reguły PODMIOT + ORZECZENIE. Najważniejszą z nich jest konstrukcja THERE IS/ARE, w której podmiot znajduje się na drugim miejscu:

There is a cat on the table.

Do bardziej zaawansowanych struktur należy szyk przestawny (tzw. “Inversion”), a jako osoba przystępująca do matury na poziomie rozszerzonym powinieneś ją znać. Inwersja jest dobrze opisana w książkach Virginii Evans “FCE Use of English 1” (jednostka 10) oraz “FCE Use of English 1” (jednostka 12). Proszę jednak pamiętać, że inwersję stosujemy w wypracowaniach z umiarem.


2. Stosuj konstrukcje, które znasz dobrze

Pisząc wypracowanie na poziomie rozszerzonym pamiętaj o tym, by pisać… prosto i przejrzyście. Egzaminator ma do poprawienia w danym dniu kilkadziesiąt prac, więc będzie bardzo zadowolony, jeśli przeczyta pracę napisaną zrozumiale, bez spiętrzenia dziwacznych konstrukcji i niezrozumiałych zdań. Lepiej wykorzystywać konstrukcje gramatyczne, co do których jesteś absolutnie pewien, że znasz je doskonale. Jeśli w pracy nie ma błędów, nie tracisz punktów. To takie proste.


3. Nie kalkuj z języka polskiego

Uczniowie często piszą wypracowanie tak, że zapisują je po polsku, a potem dokonują tłumaczenia na angielski. Niekiedy przekładają swoje wypociny “słowo w słowo”, a efekty tego są tragiczne. Przykładem może być kalkowanie konstrukcji “Ja i moja mama”. Uczniowie utrzymują polski szyk i wychodzi nam:

*I and my mother. (Lingwiści używają * aby oznaczyć błędne konstrukcje)

W języku angielskim “I” zawsze znajduje się na końcu:

My mother and I (went shopping)
Tom, Mike and I (watched the film)

Jeśli więc masz problemy z wysłowieniem się, pamiętaj, że zawsze da się daną rzecz wyrazić na różne sposoby. Napisz to inaczej. Napisz to prościej. I przede wszystkim – staraj się od razu pisać po angielsku.


4. Stosuj “linkers” i “connectors”

Wypracowanie nie jest zbiorem niepowiązanych zdań. Niestety wielu uczniów o tym zapomina i często powtarza się (zupełnie niepotrzebnie), albo wyskakuje nagle ze zdaniami, które nijak się mają do tego co jest przed nimi i co jest po nich. Aby twój tekst był dobrze zorganizowany i wewnętrznie spójny, musisz wykorzystywać tzw. “linkers” i “connectors”, czyli wyrazy w rodzaju: “because”, “as”, “since”, “on account of”, “due to”, “first”, “second”, “however” itp. Pozwolą ci one tworzyć dłuższe i bardziej złożone zdania, a także ułatwią pokazanie relacji zachodzących między zdaniami (kontrastu, sekwencji, przykładu, rezultatu itp.) Pomogą ci też połączyć zdania w dłuższe, logiczne sekwencje.
Musimy tutaj zwrócić uwagę na interpunkcję i dwa problemy z nią związane. Po pierwsze, w angielskim stosuje się przecinek o wiele rzadziej niż w języku polskim (i nie umieszcza się go przed “that”!). Po drugie, przecinek nie jest jedynym znakiem interpunkcyjnym, jaki możesz użyć w wypracowaniu. Pamiętaj o średniku (;) i dwukropku (:), a także o myślniku (–). Wypracowanie, które zawiera różnorodne znaki interpunkcyjne, jest łatwiejsze w czytaniu i bardziej atrakcyjne wizualnie.


5. Minimum cztery akapity

Niezależnie od tego, jakie wypracowanie piszesz, pamiętaj, że musi się ono składać przynajmniej z czterech akapitów (po angielsku “paragraphs”). Pierwszy akapit to wprowadzenie (“introduction”), dwa następne to rozwinięcie (“body”), a jeden akapit musisz zarezerwować na podsumowanie (“conclusion”). Ponieważ limit wyrazów, jakim dysponujesz, nie jest zbyt wielki (200–250 słów), raczej nie zajdzie potrzeba, byś musiał skorzystać z piątego akapitu. Pamiętaj też, że wprowadzenie i podsumowanie są krótkie, czyli powinny liczyć po 2-3 zdania. Twój plan powinien wyglądać następująco:

1) wstęp (maks. 40 wyrazów)
2) pierwszy akapit rozwinięcia (60-80 wyrazów)
3) drugi akapit rozwinięcia (60-80 wyrazów)
4) podsumowanie (maks. 40 wyrazów)


6. Jaki rodzaj wypracowania wybrać?

W puli zadań maturalnych znajdują się cztery typy wypracowań: rozprawka, opowiadanie, opis oraz recenzja. Przygotowując się do matury na poziomie rozszerzonym, poświęć przynajmniej 80% czasu na ćwiczenie rozprawki, czyli tzw. “For and Against Essay”. Ten rodzaj tekstu występował do tej pory na każdej maturze i nic nie wskazuje, aby w roku szkolnym 2013/14 miało być inaczej. Niestety istnieje cień szansy, że CKE zaszaleje i rozprawki na maturze nie będzie, więc musisz też zapoznać się z pozostałymi typami zadań. Wykonałem sobie zestawienie tematów wypracowań, jakie do tej pory pojawiały się na maturze pisemnej i widać jasno, że na pierwszym miejscu jest rozprawka, potem opowiadanie, a za nimi plasuje się opis. Recenzja pojawia się bardzo rzadko.


7. Past papers, głupku!

Najlepszą metodą przygotowania się do każdego egzaminu jest przerobienie arkuszy z lat poprzednich. Wszystkie arkusze maturalne można ściągnąć ze strony CKE (znajdują się tutaj), a jeśli wolimy mieć je w formie papierowej, najlepiej kupić zestaw zadań z wydawnictwa Omega (tutaj). Wydawnictwo Omega od wielu lat wykonuje i zamieszcza na swojej stronie nagrania tekstów do zadań maturalnych, co bardzo nam się przyda przy części “Rozumienie ze słuchu”. Zestawienie tematów wypracowań na poziomie podstawowym i rozszerzonym od 2005 roku można pobrać z chomika tutaj.


8. Jak się tego wszystkiego nauczyć?

Pewnie nie zdradzę tu wielkiej tajemnicy, jeśli podam, na czym opiera się polska matura rozszerzona. Otóż osoby tworzące maturę oparły kryteria oceniania wypracowań na zaleceniach znajdujących się… w podręcznikach autorstwa Virginii Evans. Jeśli chcesz się przygotować dobrze do pisania wypracowania na maturze rozszerzonej, zaopatrz się w te książki i przerób wskazane rozdziały. Musisz też znaleźć kogoś, kto sprawdzi wypracowania, ale z tym już nie mogę pomóc (choć jeśli mieszkasz w Bielsku-Białej lub Andrychowie, zawsze możesz umówić się ze mną na lekcje :) ).

Virginia Evans “Successful Writing INTERMEDIATE”, Express Publishing

U6 Describing People
U7 Describing Places/Buildings
U8 Describing Objects
U9 Describing Festivals/Events/Celebrations

U10 First-person Narratives
U11 Third-person Narratives

U12b Reviews

U13 “For and Against” Essays
U14a Opinion Essays



Virginia Evans “Successful Writing UPPER-INTERMEDIATE”, Express Publishing

U1 Describing People 
U2 Describing Places/Buildings
U3 Describing Objects
U4 Describing Festivals/Events/Celebrations

U6 Narratives – Stories

U10 “For and Against” Essays
U11 Opinion Essays

U19 Reviews

Dla osób, które chcą uzyskać bardzo wysoki wynik z egzaminu pisemnego, przydatna będzie trzecia książka z tej serii. Proszę się nie zrażać oznaczeniem “Proficiency” – jest bardzo na wyrost, a sam podręcznik ma raczej poziom C1.


Virginia Evans “Successful Writing PROFICIENCY”, Express Publishing

U1 Describing People 
U2 Describing Places/Buildings
U3 Describing Objects
U4 Describing Festivals/Events/Celebrations

U5 Narratives

U6 Discursive Essays
a. For and Against Essays
b. Opinion Essays

U9c Reviews




niedziela, 29 grudnia 2013

Tłumaczeniowe blupery



Angielski wyraz „blooper”, który zdaje się już funkcjonować w języku polskim jako zapożyczenie (stąd tytułowy „bluper”) jest to błąd popełniony przez aktora w czasie kręcenia filmu, który został odpowiednio wcześnie wyłapany i usunięty z gotowego dzieła. Niekiedy wrzuca się blupery do napisów końcowych celem rozbawienia publiczności. Dzisiaj opowiem o moich trzech tłumaczeniowych bluperach, czyli nieziemskich błędach, jakie udało mi się popełnić i – na szczęście! – wyłapać w tłumaczonej przeze mnie jakiś czas temu antologii „Najlepsze Horrory A.D. 2012”.

Jak głosi jedna z definicji, dżentelmen to facet, który nazwie kota kotem, nawet jeśli się o niego potknie w nocy. Tłumacząc opowiadanie Petera Strauba „Kicuś to smaczny chleb” potknąłem się właśnie o kota (po odkryciu błędu zachowałem się jednak jak antydżentelmen). Otóż jednym z pomniejszych, lecz istotnych elementów opowiadania (innych elementów u Strauba zresztą nie ma) jest kot imieniem Jude. Kiedy po raz pierwszy natknąłem się niego, został nazwany imieniem, więc sprawa była prosta – imię zostaje oryginalne. W moim mózgu musiało chyba dojść do chwilowego wyłączenia Translatorskiego Ostrzegacza, który zwykle w takich momentach wyje z siłą alarmu przeciwlotniczego, gdyż nastąpiło niezwykłe połączenie: Jude to kot, kot to on, Jude jest chłopczykiem. Nie chciało mi się nawet sprawdzić, czy Jude to imię męskie czy żeńskie, a gdzieś w mojej podświadomości obijała mi się informacja zapamiętana z pewnego eksperymentu lingwistycznego Adele Goldberg, że wiele imion angielskich jest niejako „biseksualnych” i nadaje się dla chłopców i dziewczynek. Imię „Pat” może być nadane chłopcu, a może być zdrobnieniem od „Patricia” (Jedyne „biseksualne” polskie imię, jakie przychodzi mi do głowy to „Maria”). Być może zadziało też skojarzenie z Jude'em Law, jednym z moich ulubionych aktorów. Kolejne skojarzenie to Jude the Apostle (Judasz), czy Jude z powieści Thomasa Hardy'ego „Jude the Obscure” (Juda Nieznany). Wszyscy to faceci. Kot Jude stał się więc dla mnie chłopcem i koniec.

Życie bywa złośliwe i przewrotne, dlatego więc ręką Petera Strauba nakreśliło dla mnie paskudną pułapkę: kilkanaście stron dalej autor, pisząc o kocie, używa zaimka osobowego „she”... Translatorski Ostrzegacz zareagował tym razem błyskawicznie i waląc mnie w potylicę rozwrzeszczał się: „A widzisz! A widzisz! Teraz będziesz cofał się i poprawiał!” Przetarłem czoło, cicho nazwałem kotkę… nieważne jak nazwałem, i przyjąłem do wiadomości, że pan kot to jednak dziewczyna, TA Jude. Co prawda źródła internetowe informują, iż Jude to raczej imię męskie, a w formie żeńskiej funkcjonuje jedynie jako zdrobnienie od Judith, lecz autor chyba wiedział, co robi, używając zaimka „ona”. Musiałem cofnąć się, przejrzeć tekst i skrupulatnie poprawiać wszystkie „Jude zamiauczał” na „Jude zamiauczała” itd. Ponadto redaktor i korektor dostali zalecenie, aby upewnić się, czy przypadkiem nie pominąłem jakiegoś czasownika i kotka magicznym sposobem nie staje się nagle kotem. Taki bluper odpowiadałby sytuacji, kiedy w filmie aktorem wychodzący z pomieszczenia w niebieskim sweterku wraca do niego ubrany w sweterek zielony.

Drugi bluper wyskoczył przy tłumaczeniu opowiadania Morta Castle’a „Czas Gedeona”. Pierwszy przekład na język polski powstał wiele, wiele lat temu, i mówiąc krótko – tłumacz nie przyłożył się do niego. Wiele zdań jest pominiętych lub przetłumaczonych bardzo ogólnikowo. Redakcja nawet nie sprawdziła, czy przekład odpowiada długością oryginałowi. „Czas Gedeona” z pewnością zasługiwał na lepsze potraktowanie.

Z większością śliskich miejsc poradziłem sobie, lecz w jednej ze scen pada następujące zdanie (mowa o więźniu złapanym przez amerykańskich żołnierzy):

They had him cocooned in rope, more than enough, Sgt. Taylor said, "to bulldog an elephant."

Nie znałem wyrażenia, które użył sierżant Taylor, więc rzecz jasna zajrzałem do kilku słowników. Zaskoczenie było spore. Jak to się teraz mówi: no i lipton. Nothing. Nic. Niczewo. Ani pod hasłem „bulldog”, ani pod hasłem „elephant” nie udało mi się znaleźć sensownych wyjaśnień, niczego, co pokazałoby mi choć zgrubny kierunek, w jakim ma zmierzać tłumaczenie. Wstyd się przyznać: pojechałem więc po bandzie i w pierwszej wersji mojego przekładu pojawił się taki oto kwiatek:

Był solidnie obwiązany liną, aż za bardzo. Sierżant Taylor powiedział „słoń dla buldoga”.

Męczył mnie jednak ten fragment strasznie. W czystej desperacji guglowałem definicje angielskie, szukając wyrazu „bulldog” używanego jako czasownik. The Free Dictionary pokazał mi takie znaczenie: 

To throw (a calf or steer) by seizing its horns and twisting its neck until the animal falls.

To już mi rozjaśniło coś w głowie. Po prostu żołnierze obwiązali więźnia liną jak starannie, że starczyłoby jej na spętanie słonia. W ostatniej chwili, w trakcie ostatniej korekty wyrzuciłem „słoń dla buldoga” i wstawiłem:

Był solidnie obwiązany liną, aż za bardzo. Sierżant Taylor określił to mianem „prowadzenia słonia na sznurku”.

Trzeci bluper okazał się o wiele bardziej wielopiętrowy i przewrotny. Uprzedzam czytelników opowiadania Kaaron Warren „I możesz już tylko oddychać”, że tu będzie SPOILER, więc od tego momentu czytamy na własną odpowiedzialność.

Bardzo ważną postacią w opowiadaniu Warren jest „chudy mężczyzna”. Tym razem Translatorski Ostrzegacz zareagował poprawnie; Warren wyraźnie nawiązuje do Pana Śmierci (tak, Death, inaczej The Grim Reaper, to dla Anglosasów facet), więc trzeba się pilnować. Miałem do wyboru jedną z trzech strategii: „leave it as it is”, czyli nasz „tall, thin man” będzie w przekładzie jednoznacznie mężczyzną; mogłem dokonać uzasadnionej podmiany na Panią Śmierć i w przekładzie pisać o kobiecie; mogłem też rozmyć kwestię płci i używać bardzo pojemnego słówka „postać”, które pozwoliłoby czytelnikowi podkładać sobie pod nie dowolnego humanoida. Żeby trochę poszerzyć możliwą interpretację opowiadania zdecydowałem się na bramkę numer trzy – „wychudzony mężczyzna” stał się więc „wychudzoną postacią”. Elegancko, no nie?

W połowie opowiadania Warren zdecydowała się na jeszcze mocniejsze ukonkretnienie tajemniczej postaci i napisała, że „He smelt strongly of aftershave [...]”. No nie ma bata... Nikt mi nie wmówi, że kobiece postaci zalatują wodą po goleniu – w każdym katalogu z kosmetykami „aftershave” jest w sekcji „for him”. Translatorski Ostrzegacz siedział obok mnie trzymając się rękami za głowę i zawodząc, a ja mogłem jedynie powtórzyć to, co rzekł Siara w filmie „Kiler-ów 2-óch”: No i w pizdu, i wylądował. I cały misterny plan też w pizdu. Zatrzasnąłem się na tej wodzie po goleniu: skoro woda, to wychudzona postać jest facetem i nawet nie pomyślałem o tym, aby odkonkretnić jakoś ten zapach. Przestawiłem zwrotnicę z tłumaczeniem na pierwszą strategię i obok „wychudzonej postaci” zacząłem wprowadzać określenie „wychudzony mężczyzna”.

Przez moją głowę przemknął później pomysł wykonania trzech (sic!) przekładów: jednego w wersji „mężczyzna”, drugiego w wersji „kobieta”, a trzeciego w wersji „bezpłciowa postać”. Oczywiście trzeba by za każdym razem dopasowywać ten nieszczęsny zapach, lecz przecież to nie problem. Stało się jednak to, co zawsze: wygrała konieczność tłumaczenia pozostałych opowiadań do antologii, nie miałem już czasu sporządzać alternatywnych przekładów opowiadania Warren. 

Osobną kwestią jest to, w jakim stopniu tłumacz ma prawo wpuszczać powietrze do balonika cudzego opowiadania albo go z niego upuszczać. W jakim stopniu może bawić się takimi „strzegółami” jak to, czy zapach był wodą po goleniu, wodą kolońską, a może „tym perfumem” (nie cierpię tej formy!) i w zależności od wyboru decydować o płci kluczowej postaci, a co za tym idzie, o sposobie odczytania opowiadania. W tym konkretnym przypadku ta kwestia nie wydaje mi się istotna. Czy będziemy mieli do czynienia z tajemniczą postacią czy tajemnicznm mężczyzną, sens opowiadania zostanie zachowany. Niemniej jednak temat – i samo opowiadanie – nadają się doskonale na 90-cio minutowe seminarium poświęcone granicom swobody twórczej tłumacza. Czy ja te granice przekroczyłem, czytelnicy ocenią już sami.