piątek, 25 kwietnia 2014

Czy w szkołach jeszcze się pisze?


Oni nic nie piszą

Od kilku lat obserwuję dziwne zjawisko – uczniowie oraz studenci, którzy trafiają w moje ręce mają co raz słabiej wykształconą umiejętność pisania. Kiedy zabieramy się za przygotowanie do egzaminu, gimnazjaliści na widok typowych zadań, tj. maila albo wpisu na blog, wpadają po prostu w histerię (taki wiek). Maturzyści z ledwością potrafią sklecić poprawną rozprawkę typu „for and against”, lecz napisanie opowiadania, opisu czy recenzji to zadanie ponad ich siły. Zacząłem więc drążyć temat i systematycznie wypytuję takie osoby, prosząc o jasne i proste objaśnienie mi, jak wyglądają lekcje języka angielskiego w szkole. Poprosiłem również moich studentów, by anonimowo napisali kilka zdań o tym, jak wyglądały ich zajęcia z języka angielskiego w liceum. Jest to grupa w miarę reprezentatywna, ponieważ studenci pochodzą z różnych miejscowości śląskich, a także z poza regionu.

Co mówią uczniowie?

Odpowiedzi, jakie otrzymałem od uczniów uczęszczających obecnie do szkoły, mogłyby największego optymistę wpędzić w depresję. „W szkole nie robimy nic”. „Nasza babka powiedziała, że wystarczy, jeśli napiszemy rozprawkę na maturze próbnej. Na sprawdzenie czekaliśmy dwa miesiące”. „Moja nauczycielka powiedziała, że nie będzie przygotowywać jednej osoby do matury rozszerzonej. Doradziła mi kursy albo korepetycje”. „Pan od angielskiego ćwiczy maturę ustną przez pół godziny z jedną osobą, a my sobie siedzimy”. I taką listę można by ciągnąć bez końca.

Musimy zejść głębiej

Problem braku umiejętności pisania choćby kilkuzdaniowych tekstów sięga jednak głębiej. Jeszcze piętnaście czy dziesięć lat temu licealiści dysponowali dobrze rozwiniętą umiejętnością pisania w języku polskim. Potrafili zorganizować swoje myśli, zaplanować wypowiedź, a jedyną trudność stanowiło znalezienie odpowiednich sformułowań w języku angielskim. Istniała więc pewna baza, na której anglista mógł się oprzeć, ucząc pisania tekstów po angielsku. Taki transfer umiejętności z jednego języka do drugiego znacznie ułatwiał pracę, a przecież to stanowi sens kształcenia: najpierw budujemy pewne uniwersalne podstawy, a potem traktujemy je jako fundamenty do dalszego rozwoju. Niestety obecnie nie mogę już liczyć to, że skorzystamy wraz z uczniem z umiejętności wyniesionych z lekcji języka polskiego. Tych umiejętności po prostu nie ma.

Jak sobie radzić z brakami uczniów?

Przez ostatnie kilka lat odruchowo uczyłem coraz więcej i więcej pisania, gdyż po prostu odkrywałem coraz większe braki u swoich uczniów i studentów. Trzeba było schodzić coraz niżej, tłumaczyć coraz prostsze zagadnienia, aż w końcu osiągnęliśmy poziom zero. Obecnie uczę pisania zaczynając od najprostszych zagadnień: szyk wyrazów w zdaniu, budowa akapitu, formułowanie „topic sentence”… Ponieważ uczniowie usiłują wyprodukować tekst za wszelką cenę nie licząc się z naturalnością wypowiedzi, dużą trudność sprawia nam wyplenienie zjawiska zwanego „kalkowaniem”, czyli przenoszeniem zwrotów i sformułowań z języka polskiego do angielskiego przez proste podstawianie wyrazów. Przykładem niech będzie „Thank you from the mountain” (Dziękuję z góry). Po kilkunastu wypracowaniach zaczynają jednak rozumieć o co chodzi i prace stają się coraz lepsze.

Dlaczego pisanie jest inne

Pisanie należy do tych umiejętności, które nabywa się ćwicząc. O ile ćwiczenia gramatyczne można rozwiązywać na własną rękę (wystarczy mieć dobry klucz z odpowiedziami), a słownictwo można brutalnie „zaryć”, pisanie wymaga sięgnięcia głęboko do rezerwuarów wiedzy oraz scalenia wielu pomniejszych umiejętności w sprawnie działającą maszynerię. Konieczny jest również „feedback”, czyli komentarz nauczyciela polegający na wytknięciu niedociągnięć logicznych i stylistycznych, wskazaniu błędów, objaśnieniu „dlaczego tak nie można” i „dlaczego można lepiej”. Częstym zjawiskiem występującym u uczniów jest „pustka w głowie” przed rozpoczęciem pisania („Ale ja nieeee wiem, co mam pisać…”), dlatego trzeba wtedy zrobić to co robiło się dawniej z niesfornym samochodem – trzeba uruchomić na pych, czyli urządzić z uczniem burzę mózgów, naprowadzić go na pomysły oraz wskazać mu dobre wzory.

Sprawdzanie wypracowań to monstrum

Dla nauczyciela pisanie to najbardziej czasożerna czynność, jaką musi się zajmować. Przeczytanie wypracowania, zaznaczenie błędów i napisanie sensownych komentarzy zajmuje od kilku minut w przypadku prostego maila do pół godziny w przypadku wypracowania na poziomie CAE, CPE czy IELTS. Nikt z nas nie jest lingwistycznym omnibusem, więc niekiedy trzeba posprawdzać kolokacje, a na wyższych poziomach uczniowie są bardzo pomysłowi w wymyślaniu konstrukcji, które przekonywująco imitują płynną angielszczyznę. O ile sprawdzenie jednego czy dwóch wypracowań to pestka, prowadzenie przedmiotu akademickiego o wdzięcznej nazwie„Writing” albo grupy egzaminacyjnej w szkole językowej, która musi przecież przećwiczyć pisanie, stanowi już spore wyzwanie dla prowadzącego.

... ale nauczycielom monstra nie straszne

Zdaje się jednak, że nauczyciele z gimnazjów, liceów i techników  poradzili sobie z tym wyzwaniem śpiewająco – po prostu… przestali uczyć pisania. Bo kto ich sprawdzi? Bo kto na nich wymusi? Powiedzmy to wyraźnie: w szkołach średnich uczniowie nie piszą, gdyż po prostu tak jest nauczycielom wygodniej. Jeśli nauczyciel prowadzi sześć grup liczących średnio 15 uczniów i chciałby zadać wszystkim wypracowanie, musiałby sprawdzić 90 prac. Zakładając choćby 10 minut na pracę, otrzymujemy 15 godzin pracy w domu. Z jednej strony to sporo, ale… kto tak ciągle przypomina społeczeństwu, że praca nauczyciela nie tylko godziny spędzone przy tablicy? Przecież nauczyciel godzinami przygotowuje się do lekcji, a wieczorami sprawdza te mityczne prace, klasówki czy wypracowania. Ciśnie się na usta zjadliwe pytanie: O’rly?

Dlaczego musimy dbać o naukę pisania?

Nie twierdzę, rzecz jasna, że postępują tak wszyscy nauczyciele, gdyż byłoby to karygodnym uogólnieniem. Nadal jest sporo osób pełnych pasji i poświęcenia, ale skala zjawiska polegająca na „niepisaniu niczego” zaczyna być zatrważająca. Na chwilę obecną możemy między bajki włożyć opowieści o „sprawdzaniu prac w domu”, ponieważ tych prac po prostu… nie ma. I znajdujemy się w sytuacji patowej. Anglicy mają takie powiedzenie „You may bring the horse to water, but you cannot make it drink”. W takiej właśnie sytuacji jesteśmy: wiadomo, co nauczyciele powinny zacząć robić, ale my, rodzice, nie mamy narzędzi, by zmusić ich do rzetelnej i uczciwej pracy, za którą pobierają wcale niemałe jak na polskie standardy wynagrodzenie. Istnieje jeszcze możliwość inicjatywy oddolnej: nauczyciele sami dokonają refleksji i poprawią swoje standardy pracy. Jednak czy człowiek, który ma zagwarantowane zatrudnienie do emerytury – mówię tu o nauczycielach mianowanych i dyplomowanych – ma jakikolwiek powód, by zwracać uwagę na otaczającą go rzeczywistość? I to jest największe przekleństwo polskiego systemu edukacyjnego – my, rodzice, nie mamy możliwości nagradzania dobrych nauczycieli i karania– czy wręcz eliminowania – leniuszków. Jeśli więc nie będziemy domagać się zniesienia Karty Nauczyciela i wprowadzenia tzw. „bonu edukacyjnego”, gdzie pieniądze podążają za uczniem, pretensje będziemy mogli mieć tylko do siebie.

Nauka pisanie jest ogromnie ważna. Ludzie to istoty funkcjonujące w „oceanie słów”: komunikujemy się przy pomocy słów, współpracujemy ze sobą używając słów, dzielimy się wiedzą i pomysłami zapisując je i powielając. Umiejętność jasnego i sprawnego posługiwania się słowem pisanym jest po prostu absolutną koniecznością w cywilizacji takiej jak nasza, gdzie wszystko „kręci” się wokół słów. Przecież każdy wynalazek należy opisać, gdyż nie ma innej możliwości zaprezentowania go w firmie. Każdy proces wytwórczy musi być opisany, w przeciwnym razie nie będzie można go przedstawić pracownikom. Każdą nową ideę czy opinię musimy ubrać najpierw w słowa, by móc ją zaprezentować w mailu, książce czy na blogu. Aby nakręcić film czy wyprodukować grę komputerową, musimy stworzyć scenariusz, który składa się… ze słów. Bez słów nie moglibyśmy stworzyć tak złożonej i bogatej cywilizacji, a tym bardziej nie bylibyśmy w stanie w niej funkcjonować.

Musimy więc uczyć czytania, zarówno w języku polskim, jak i angielskim, a także musimy wrócić do pisania. Tak jak matematyka jest kluczem do zrozumienia i uprawiania nauki, tak czytanie i pisanie są kluczem do sprawnego poruszania się w życiu codziennym i kulturze.


Video-recenzja "Let's Visit Ireland"



Blogerka prowadząca bloga Języki Kultura Świat recenzuje mój najnowszy podręcznik "Let's Visit Ireland" :) Posłuchajcie sami :)



Blog Języki Kultura Świat znajdziecie tutaj