sobota, 5 lutego 2011

Rzecz o babraninie



To infinity, and beyond!  (Buzz)



Zapoznaliśmy się już pokrótce z egzaminem FCE, pora teraz zerknąć na wyższe poziomy: Certificate in Advanced English (CAE) oraz Certificate of Proficiency in English (CPE). Obydwa egzaminy należą do tzw. Cambridge ESOL English examinations, czyli serii egzaminów "kejmbridżowskich". Opanowanie materiału na poziomie CAE oznacza osiągnięcie poziomu C1 w skali Rady Europy, a CPE – poziomu C2. Czy jest coś powyżej CPE? By zacytować pewien zespół muzyczny – "to już jest koniec, nie ma już nic".

Chronologicznie, wpierw funkcjonowały egzaminy FCE oraz CPE, natomiast CAE jest stosunkowo świeżym wynalazkiem. Ponieważ ten ostatni egzamin został upchnięty pomiędzy dwoma istniejącymi, Cambridge ESOL miał niejakie problemy z wyregulowaniem jego poziomu. Po ostatnich poprawkach jest już trochę lepiej, ale nadal egzaminowi CAE jest bliżej do CPE. Szczególnie mocno odczuwają to osoby, które zdały już FCE, a chcą przygotować się do kolejnego egzaminu. O ile egzamin FCE jest stosunkowo prosty i przejrzysty, jeśli chodzi o zakres materiału gramatycznego i leksykalnego, sprawy się już komplikują przy CAE i CPE.

Przede wszystkim musimy pamiętać, że jeśli chodzi o gramatykę wszystkie egzaminy Cambridge ESOL testują... to samo. Brzmi to paradoksalnie i pewnie kilka osób wybuchnęło śmiechem po przeczytaniu tego twierdzenia, lecz jest to prawda. Sam przekonałem się o tym dość boleśnie, przygotowując pewnego gimnazjalistę do egzaminu PET (poziom B1). W swoim zadufaniu uznałem, że zagadnienia w rodzaju Passive Voice (strona bierna), czy Reported Speech (mowa zależna) na pewno są zbyt zaawansowane i nie warto się nimi przejmować. Błąd, błąd, błąd... W testach oczywiście znajdowały się przykłady z tymi strukturami, a podręcznik również je uwzględniał. Baaardzo spieszyliśmy się przed egzaminem, by jednak z tymi zagadnieniami się zapoznać. Każdy egzamin uwzględnia więc te same struktury, lecz wszystko odbywa się na zasadzie "im dalej w las, tym więcej drzew". O ile egzamin PET czy FCE testuje proste i oczywiste zastosowania Conditionals, Reported Speech czy Passive Voice, sprawy komplikują się na poziomach CAE i CPE. Mówiąc językiem potocznym, ucząc się gramatyki do CAE i CPE, zaczynamy przyswajać głównie rzadkie zastosowania konstrukcji, wyjątki i duperelne duperela.

Podobnie ma się rzecz ze słownictwem. Dobre przygotowanie do CAE i CPE oznacza wbicie sobie do głowy sporej ilości idiomów, konstrukcji z przyimkami czy czasowników złożonych (zwanych powszechnie "frejzalami", od "phrasal verbs"). Coraz więcej jest rzadkich i wyszukanych słówek, a sam egzamin CPE nie oszczędza nam niczego. Jednak ważne jest to, że nie chodzi tylko o czysto ilościowy wzrost naszej wiedzy. Egzaminy CAE i CPE sprawdzają naszą wiedzę ogólną, oczytanie i umiejętność myślenia. Spotykam się często z opinią wśród studentów, że są to "testy na inteligencję". I to chyba najlepsze podsumowanie specyfiki egzaminów CAE i CPE. Nie wystarczy nam więc tylko opanowanie pewnej ilości słownictwa i bezmyślne wyuczenie się gramatyki, byśmy dali radę przebić się przez egzaminacyjne zadania. Będziemy musieli również posiąść umiejętność "wgryzania" się w teksty, czy operowania bardziej wyszukanym, zróżnicowanym stylem. Jak widać, egzaminy dają fory osobom oczytanym i ze sporą wiedzą ogólną.

Nie odpowiem tu na pytanie, czy warto zdawać CAE albo CPE. Wszystko zależy od naszych indywidualnych potrzeb, chęci i wolnego czasu. Jeśli chcemy wgryzać się w angielski, albo potrzebujemy solidnego certyfikatu poświadczającego znajomość angielskiego, posiadanie dyplomu CAE lub CPE jest oczywiście o wiele bardziej prestiżowe niż FCE. W codziennym życiu nie będzie nam raczej potrzebny angielski na poziomie wyższym niż na poziomie CAE (odnoszę się jedynie do potrzeb laików). Przystępowanie do egzaminu CPE uznałbym już raczej za zajęcie dla prawdziwych "freaków" językowych – jeśli ktoś ma kilometry wolnego czasu i kocha angielski, to dlaczego nie... Jeśli zaś chcemy studiować w Wielkiej Brytanii, dyplom CAE z oceną A lub B nam wystarczy – gdyby uczelnia respektowała wyłącznie egzamin IELTS, uzyskanie wtedy wymaganej oceny również nie będzie dla nas problemem. Z wymogiem posiadania dyplomu CPE zetknąłem się tylko w przypadku studiów na kierunku "speech pathologist" (ciekaw jestem, ile osób planuje to studiować w Anglii).

Kolejne pytanie, które często pada to: ile czasu potrzeba na przygotowanie się do CAE lub CPE? Odpowiedź znowu nie jest łatwa, gdyż wszystko jest funkcją czasu, częstotliwości i zaangażowania. Zakładając oczywiście, że startujemy z poziomu "mocnego" FCE, przygotujemy się do CAE nawet i w pół roku, jeśli będziemy spędzać nad angielskim po 20-30 godzin tygodniowo. Jeśli natomiast nasza nauka ogranicza się do mizernych 3-4 godzin, wówczas i dwa albo nawet trzy lata będą zbyt małą ilością czasu. Pamiętajmy też, że liczy się nasze zaangażowanie, by wchłonąć jak najwięcej różnorodnych tekstów i osłuchać się solidnie. Dzięki temu stworzymy dobrą podstawę, która pozwoli nam wspiąć się na wyższy poziom znajomości języka. Przerobienie samego podręcznika to zbyt mało. Musimy czytać książki (zarówno powieści jak i pozycje popularnonaukowe), zaglądać do gazet w wersjach papierowych lub elektronicznych, słuchać nagrań, pisać (!), oraz roz-ma-wiać, czyli bezustannie obracać gruszką betoniarki, w której znajduje się nasz angielski. Jednym słowem, czeka nas sporo babraniny... Ale jaka to przyjemna babranina!

Czy do egzaminów CAE i CPE należy przygotowywać się samemu czy z lektorem? Również i tutaj trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi: wszystko zależy od naszej samodyscypliny i nawyków. Lektor nie wbije nam wiedzy młotkiem do głowy, na tym poziomie już się tak nie da. Można też oczekiwać, że osoba marząca o CAE czy CPE będzie już potrafiła uczyć się samodzielnie. W mniejszych miejscowościach zresztą nie jest łatwo znaleźć kogoś, kto podejmie się przygotowania do CPE (odsetek absolwentów anglistyk, którzy czują się dobrze ucząc na tym poziomie jest zadziwiająco niski...) i wcale nie mam na myśli przysłowiowego Pcimia Dolnego.

Dla porządku dodajmy jeszcze, że obecnie absolwenci filologii angielskiej po studiach licencjackich powinni znać język kierunkowy (czyli angielski) na poziomie CAE (tj. C1), a magistrzy – na poziomie CPE (tj. C2). Cóż z tego, że jest to regres w stosunku do sytuacji sprzed dekady, kiedy korzystanie z materiałów na poziomie CPE było powszechne już na I roku studiów – takie są wymogi ministerialne, gdyż urzędnikom ładnie spasowały rubryczki i krateczki.





Przydatne materiały do CAE i CPE

Podręcznik
Seria "Objective" (CUP) sprawdza się kolejny raz (Objective CAE, Objective Proficiency): modularna budowa, dużo "tips & tricks", dostępne Self-study Edition.

Słowniki
Warto zaopatrzyć się w któryś z dużych słowników: Oxford Advanced Learner's Dictionary czy Longman Dictionary of Contemporary English (tu już wiele zależy od osobistych preferencji). Ciekawą alternatywą dla anglofilów, którzy potrzebują również informacji kulturowych jest Longman Dictionary of English Language and Culture.

Słownictwo i gramatyka
BJ Thomas Advanced Vocabulary and Idiom (Longman) – dużo, dużo materiału :)
Richard Side and Guy Wellman Grammar and Vocabulary for Cambridge Advanced and Proficiency (Longman) – zaskakuje nietypowymi, inteligentnymi ćwiczeniami

Materiały dodatkowe
Past papers, past papers, past papers..., czyli potrzebne nam będą zbiory testów regularnie publikowane przez CUP.




Więcej informacji o CAE tutaj

Więcej informacji o CPE tutaj

Informatory o egzaminach wraz z nagraniami można pobrać tutaj

wtorek, 11 stycznia 2011

Dlaczego szanuję FCE zdane na A?

Swego czasu egzamin FCE, czyli First Certificate in English, był w Polsce "świętym Graalem" języka angielskiego. Jeśli ktoś taki egzamin zdał, miał zapewnione lepsze szanse na rynku pracy. Egzamin ten również uprawniał do nauczania języka angielskiego w szkołach państwowych. FCE było mitem, było legendą, było "czymś".

Po dwudziestu latach od zawalania się reżimu komunistycznego, gdy już mamy swobodny i nieograniczony dostęp do języka angielskiego, FCE spowszedniało, a nawet traktowane jest z lekką pogardą czy przymrużeniem oka. Cóż to takiego jest FCE, wzgardliwie wzruszają ramionami bywalcy forów językowych. Teraz trzeba mieć przynajmniej CAE, a jeszcze lepsze jest CPE! Właściwie to powinniśmy mówić jak native speaker. I to taki, co swobodnie porusza się w British English i American English równocześnie. Czy takie podejście do FCE jest uzasadnione?

Najpierw powinniśmy uświadomić sobie różnicę między laikiem, a fachowcem. Fachowcy, czyli w naszym przypadku angliści żyjący ze świadczenia usług jezykowych, ustawicznie dbają o swoją znajomość języka. Pieszczą go, wylizują, jarają się nowymi słówkami i zwrotami, bezustannie polują na nowinki. Taka jest cecha dobrego fachowca: obsesyjnie stara się rozwijać i poświęci każdą ilość wysiłku, by o swoje narzędzie pracy – i jednocześnie miłość życia – zadbać. Anglistyczny laik natomiast odróżnia się od fachowca tym, że chciałby po prostu angielskim posługiwać się w miarę swobodnie, nie inwestując jednocześnie nadmiernie dużo czasu i energii w opanowanie tego języka. Fascynatów i wariatów pomijamy w naszych rozważaniach, ponieważ są marginesem :)

Co tu ma do rzeczy egzamin FCE? Jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie, co przeciętnemu człowiekowi jest potrzebne, by móc swobodnie funkcjonować w języku angielskim, odpowiedziałbym: znajomość angielskiego na poziomie FCE (w skali Rady Europy jest to poziom B2).

Sam egzamin składa się z pięciu części. Cztery z nich przeprowadzane w formie pisemnej to Reading (rozumienie tekstu czytanego), Writing (pisanie), Listening (rozumienie tekstu słuchanego) oraz Use of English (gramatyka ze słownictwem). Piąta część jest przeprowadzana ustnie i nazywa się (o dziwo!)... Speaking (mówienie). Część pisemna egzaminu trwa łącznie 3h 45 min. Należy tu doliczyć przerwy między poszczególnymi częściami. Na rozmowę potrzeba ok. 14 minut i pamiętajmy, że nie zdajemy egzaminu sami, lecz w parze z innym kandydatem. Jeśli chodzi o ocenianie, każda część "wyceniana" jest na 20% oceny ostatecznej. By zdać egzamin, należy uzyskać wynik min. 60% (jak się to ma do naszych marnych maturalnych 30%?).

Czego musimy się do FCE nauczyć? Zakres materiału gramatycznego wymagany na tym egzaminie jest całkiem spory; obejmuje on spotykane powszechnie struktury (i nawet trochę rzadkich zjawisk), natomiast nie wymaga on od ucznia wykazania się znajomością egzotycznych konstrukcji w rodzaju "suffice it to say" czy miliona idiomów, które później człowiek zobaczy w życiu na oczy raz.

Zakres słownictwa, jakie pojawia się w testach FCE również uważam za wystarczająco szeroki, by umożliwiał przeciętnemu zjadaczowi chleba codzienne funkcjonowanie w angielskim. Aby ten egzamin zdać, trzeba naprawdę posiadać czynną znajomość kilku tysięcy wyrazów, a bierną – być może nawet kilkunastu tysięcy. Czy to mało? Odpowiedź brzmi: dla anglisty, który chce się nazywać fachowcem w swej dziedzinie, to zdecydowanie ZA mało, ale dla laika, który chce pobuszować w internecie czy poczytać książkę, taka ilość to w sam raz. Pamiętajmy też, że nie istnieje żadne oficjalna lista słownictwa do FCE, egzamin ma formułę otwartą bez ściśle zdefiniowanego materiału leksykalnego, co oczywiście powinno nas dopingować do poszerzania słownictwa.

Jeśli chodzi o tematykę tekstów, z którymi zetkniemy się w części Reading, jest ona naprawdę szeroka. Znajdziemy tu zarówno fragmenty literatury, jak i teksty popularnonaukowe. Dla każdego coś miłego. Podobnie jest w części Listening: wachlarz tematów jest szeroki. W części Writing natomiast musimy wykazać się umiejętnością posługiwania się takimi formami wypowiedzi jak list nieformalny, list formalny, esej, raport, recenzja i opowiadanie. W testach FCE wykorzystywane są dwa rodzaje zadań: otwarte, gdzie kandydat musi samodzielnie wymyśleć i wpisać odpowiedź; oraz zamknięte, gdzie kandydat wybiera lub dopasowuje odpowiedź spośród podanych. Zadań otwartych jest stosunkowo dużo i pojawiają się one w każdej części egzaminu.

Dlaczego w tytule tego wpisu znalazło się zastrzeżenie "zdane na A"? Otóż zdać ten egzamin z wynikiem powyżej 80% wcale nie jest tak łatwo. Wiele osób "pogrąża się" na nim poprzez własną niestaranność i niedoróbki: nie znają porządnie słówek, popełniają głupie błędy, nie skupiają się na lekturze i słuchaniu tekstów i zawsze stracą kilku punktów tu, kilka punktów tam... I nagle ocena końcowa to marne C... Przypominam, że sporą część FCE stanowią zadania otwarte, czyli takie, gdzie samodzielnie udzielamy odpowiedzi. To już nie jest  mechaniczne zakreślanie literek w testach wielokrotnego wyboru... Jeśli uzyskamy więc wynik rzędu 80% lub więcej, oznacza to, że poświęciliśmy naprawdę sporo czasu i wysiłku na systematyczne i solidne zapoznanie się z językiem angielskim, a uzyskany wynik nie jest przypadkowy.



P.S.
Nawiasem mówiąc, jeśli pytamy w szkole językowej o zdawalność egzaminów (która może być wysoka), zapytajmy też o średnie wyniki. Jeśli niewielki odsetek zdających uzyskuje wynik na poziomie A, nie świadczy to zbyt dobrze o prowadzących kursy.

Poniżej podaję swoją "żelazną listę" materiałów do FCE.

Podręcznik
Objective First Certificate (CUP) – modularna budowa, dużo "tips & tricks", dostępne Self-study Edition

Słownictwo
Oxford Wordpower Dictionary – niezły słownik, który podaje też polskie znaczenia
BJ Thomas Intermediate Vocabulary (Longman)– solidna powtórka słownictwa oraz słowotwórstwa

Gramatyka
Raymond Murphy English Grammar in Use (CUP) – prosta, obszerna i solidna gramatyka
Luke Prodromou Grammar and Vocabulary for First Certificate: With Key (Longman)– bardzo dobry, rozbudowany materiał do powtórek gramatycznych, zawiera też ćwiczenia na słownictwo
V. Evans FCE Use of English 1 & 2 – materiał zawarty w tych dwóch książkach NIE pokrywa się

Materiały dodatkowe
Polecam serię Longman Exam Skills First Certificate, a w szczególności książkę Judy Copage First Certificate. Writing. Jest to podręcznik zawierający przegląd wszystkich możliwych rodzajów wypracowań, sporo ćwiczeń i pożytecznych rad.
Oczywiście należy się też zaopatrzyć w tzw. "Past Papers", czyli zbiory testów regularnie publikowane przez CUP.

Dla "niewyżytych"
A.J. Thomson, A.V. Martinet A Practical English Grammar (OUP) – kupujemy książeczki Exercises 1 oraz Exercises 2 i mamy zagwarantowane sporo gramatycznej zabawy :)
Oxford Advanced Learner's Dictionary – o wiele obszerniejszy niż Wordpower, przyda się do dalszej nauki, kiedy pomyślimy o CAE albo CPE



Ogólne informacje na temat egzaminu FCE oraz innych egzaminów organizowanych przez Cambridge ESOL Examinations tutaj

FCE Handbook, czyli informator o egzaminie wraz z nagraniami można pobrać tutaj 

poniedziałek, 27 września 2010

Nie samym angielskim... (2)

Wreszcie sięgnąłem po zdjęcia wykonane w zeszłym roku z Anetą, które planowałem wykorzystać w fotomontażach cyfrowych. Strój Anety zaprojektowała i wykonała Amelie. Wymiary oryginału 4000x6000 pikseli.



(grafika YEA, 2010)

* * *

Asia kolejny raz pozowała w swoim ślicznym, miętowym płaszczyku.


Asia (fot. YEA, 2010)

* * *

Sesja w pszczyńskim parku z Aliną. Mżawka mało nas nie pokonała, ale byliśmy dzielni. Nie powstrzymałem się przed wykonaniem kilku kolorowych zdjęć cyfrzakiem, lecz ważniejsze było – jak to ładnie ujęła sama modelka – "rozdziewiczanie Revueflexa".


Alina (fot. YEA, 2010 – Minolta jeszcze dycha)

Zakupionego przed rokiem antycznego, analogowego Revueflexa AC1 nigdy wcześniej nie używałem. Przeleżał się rok na półce, lecz okazał się bardzo wygodny w obsłudze, a światłomierz zadziałał w nim – o dziwo! – prawidłowo. Poniższe zdjęcia wykonane są na moim ukochanym Ilfordzie XP2 Super (film co prawda BW, ale do wywoływania maszynowego, co oszczędza mi kłopotu). Skan negatywu w labie Kodaka. Efekty bardzo się Alinie i YEA podobają :)



Alina (fot. YEA, 2010 – ob. Revuenon 55mm)




Alina (fot. YEA, 2010 – ob. Beroflex 135mm)

(Kopiowanie, przetwarzanie i jakiekolwiek wykorzystywanie zdjęć i grafik bez uprzedniego zezwolenia autora jest zabronione)