piątek, 13 listopada 2009

Co dalej po anglistyce? Cz. 2 – Tłumaczymy.

W poprzednim wpisie omówiałem pokrótce możliwości pracy, jakie stwarza nam zawód nauczyciela. Co mają jednak robić absolwenci anglistyki, którzy swojej przyszłości nie chcą wiązać z uczeniem? Powiedzmy szczerze, nauczanie angielskiego jest coraz gorzej płatne, a poza tym wymaga ono bezpośredniego kontaktu z jednostką ludzką, która nie zawsze jest chętna do nauki. Co mają zrobić pracowite myszki, które na studiach pracowicie zakuwają słóweczka i wbijają sobie do głowy miliony reguł, lecz po prostu konają ze strachu na myśl o stanięciu przed grupą uczniów? Pisząc "szare myszki" nie mam tu wcale na myśli wyłącznie kobiet. Wręcz przeciwnie! To najczęściej mężczyźni są literalnie zesrani ze strachu przed swoimi pierwszymi występami przed publicznością. Byłem tego świadkiem wielokrotnie. Cóż więc mają robić miłośnicy książek i literek? Odpowiedź jest banalnie prosta: pracować z książkami, czyli szeroko rozumianym słowem pisanym. A to oznacza bycie tłumaczem.

Od razu musimy podzielić tłumaczy na trzy grupy, które zróżnicowane są diametralnie pod względem wymagań wstępnych potrzebnych do wykonywania zawodu. Te trzy grupy to: tłumaczy przysięgli, tłumacze beletrystyki oraz tłumacze specjalistyczni.

Jeśli chcemy zostać tłumaczem przysięgłym, musimy spełnić wymagania zawarte w "Ustawie o zawodzie tłumacza przysięgłego" (Dz.U. z 2004 r. nr 273 poz. 2702, link pod wpisem), czyli ukończyć studia filologiczne oraz zdać egzamin. Żadne studia licencjackie czy magisterskie nie przygotują nas do tego egzaminu, więc najczęściej musimy zdecydować się na studia podyplomowe lub kurs dla tłumaczy przysięgłych. Idealnym rozwiązaniem byłaby możliwość odbycia stażu u tłumacza przysięgłego, lecz chyba niewielu absolwentów anglistyki ma taką możliwość. Zawód tłumacza przysięgłego ma swoje jasne i ciemne strony (a który nie ma???). Najpierw pozytywy: pracujemy w domu, mamy możliwość korzystania z gotowych szablonów tłumaczeń, możemy odmówić przyjęcia tłumaczenia (jeśli nie znamy tematu lub jesteśmy zbyt mocno obłożeni zleceniami), biurokracja związana z prowadzeniem repertorium nie jest przesadnie skomplikowana, a strona tłumaczenia przysięgłego jest krótsza niż standardowa strona obliczeniowa (1125 znaków zamiast 1800). Jeśli chodzi o rzeczy mniej przyjemne związane z pracą tłumacza przysięgłego, należy pamiętać o tym, że stawki za tłumaczenie narzucane są odgórnie, musimy działać legalnie, istnieje konieczność świadczenia usług na rzecz sądu (co prawda płatnych, lecz przeważnie ze sporym opóźnieniem), a najgorsze jest to, że klientów nam nikt nie zagwarantuje.

W naszej przeregulowanej przepisami gospodarce, zawody tłumacza beletrystyki oraz tłumacza specjalistycznego to dwie oazy wolności, gdyż wykonywać może je KAŻDY! O ile dyplom ukończenia filologii angielskiej jest mile widziany u tłumacza, nikt nie będzie go od nas wymagał. Owszem, wielu wybitnych tłumaczy jest anglistami (np. Elżbieta Tabakowska), lecz wcale nie mniejsze sukcesy odnoszą absolwenci filologii polskiej, np. Stanisław Barańczak, czy kierunków w ogóle nie związanych z językiem angielskim, np. znany chyba wszystkim Andrzej Polkowski, z wykształcenia... archeolog. Wejście na rynek tłumaczeń "nieprzysięgłych" wydaje się więc pozornie bardzo łatwe... Przecież aby zostać tłumaczem, wystarczy rozesłać swoją ofertę do wydawnictw i biur tłumaczeń? Oj, święta ludzka naiwności...

Do wykonywania zawodu tłumacza "nieprzysięgłego" potrzebujemy dwóch rzeczy. Pierwszą z nich jest wiedza fachowa, a drugą – kontakty. Poprzez wiedzę fachową rozumiemy tu – zarówno dla tłumaczenia beletrystyki, jak i tekstów specjalistycznych – ponadprzeciętną biegłość w języku polskim, znajomość potrzebnej nam terminologii oraz choćby minimalne doświadczenie w dziedzinie, którą zamierzamy się zająć. Proszę pamiętać, że poprzez "beletrystykę" rozumiemy tu literaturę piękną, tj. głównie opowiadania, powieści i poezję. Natomiast do kategorii "teksty specjalistyczne" zakwalifikujemy wszystko od przewodnika turystycznego do instrukcji obsługi tomografu komputerowego.

W powszechnym przekonaniu tłumaczenie literatury pięknej nie wymaga żadnej konkretnej wiedzy. To put it openly and brutally: jest to jeden z najdurniejszych stereotypów funkcjonujących w naszym społeczeństwie! W powieści czy opowiadaniu możemy napotkać najdziksze i najbardziej egzotyczne słownictwo. Pamiętajmy też, że nie każdy autor pisze prostymi i krótkimi zdaniami jak John Grisham. W dziele literackim często napotkamy odnośniki i nawiązania do innych utworów. Porządnego łupnia dadzą nam też cytaty i symbole. Jak ujęła to w sposób prosty i niewyszukany moja przyjaciółka obeznana nieźle w tłumaczeniach: należy być po prostu oczytanym. Równie ważne jest, by przekład został sporządzony polszczyzną, która jest miła dla oka (i ucha!). Tekst musi "brzmieć", musi być po prostu napisany ładnie. Do tego potrzebny jest talent, poparty oczytaniem oraz wiedzą zaczerpniętą ze słowników i gramatyk języka polskiego.

Niestety, choćby nasza polszczyzna była równie dobra jak u Sapkowskiego, a wiedza fachowa prześcignęła skumulowaną wiedzę trzech laureatów nagrody Nobla, niewiele zdziałamy na rynku bez kontaktów. Tłumaczenie musi nam po prostu ktoś zlecić. Wydawnictwa i biura tłumaczeń mają najczęściej swoich zaufanych, sprawdzonych tłumaczy. Alternatywą jest praca na własny rachunek, ale budowanie pozycji na rynku zająć może lata. O wiele prościej jest, jeśli zostaniemy rekomendowani przez kogoś, kto już z firmą współpracował, lub po prostu znamy redaktora lub właściciela biura. Oczywiście pomóc nam może również działanie w egzotycznej branży, choć tutaj musimy pamiętać o tym, że nisza może okazać się zbyt płytka.

Zalety zawodu tłumacza "nieprzysięgłego" są oczywiste. Nie ma wymagań formalnych na wstępie. Pracujemy sobie w domu we własnym tempie. Praca jest najczęściej ciekawa, ponieważ każde tłumaczenie jest inne. Mamy możliwość odrzucania tłumaczeń, które są zbyt słabo płatne. Niestety taką wygodę okupimy długim okresem budowania reputacji i zdobywania kontaktów, kiedy będziemy pracować za podłe pieniądze, a niekiedy nawet za darmo. Pamiętajmy też, że niewiele firm zatrudnia tłumaczy na etacie, gdyż po prostu taniej i wygodniej jest zlecać tłumaczenie agencjom. Jeśli już etat gdzieś zdobędziemy, pełną osłonę socjalną i pensję wypłacaną regularnie przez 12 miesięcy w roku okupimy wytężoną pracą. Najbardziej rozpowszechniona wśród tłumaczy jest więc praca na umowę o dzieło, lub prowadzenie własnej firmy i wystawianie rachunków. I tu czyha kolejna pułapka: biura tłumaczeń mogą opóźnić wypłatę naszego wynagrodzenia i wtedy misternie sklecony budżet domowy wali się jak domek z kart. Jeśli wykonujemy tłumaczenie większego projektu, zleceniodawca może wymagać od nas posiadania oprogramowania wspomagającego tłumaczenie (CAT), jak np.Trados. Oczywiście zakupu takiego oprogramowania dokonujemy sami, a wiedzę, jak z niego korzystać zdobywamy na własną rękę.

Omówiliśmy dotychczas zawody nauczyciela i tłumacza, które są chyba dwoma najbardziej oczywistymi ścieżkami kariery dla absolwenta filologii angielskiej. Nie pisałem nic o tłumaczach konferencyjnych i symultanicznych, gdyż nie mam w zwyczaju wypowiadać się na tematy, które znam bardzo powierzchownie. Oczywiście dyplom filologii angielskiej można wykorzystać na wiele sposobów, więc w kolejnym wpisie omówimy zawody być może bardziej egzotyczne, ale o wiele ciekawsze niż nauczyciel i tłumacz.


P.S. 1 Więcej na temat spraw związanych z zawodem tłumacza znajdziemy na stronie prowadzonej przez p. A. Belczyka: www.serwistlumacza.com. Polecam bardzo gorąco!


P.S. 2 Ujednolicony tekst "Ustawy o zawodzie tłumacza przysięgłego" można znaleźć tutaj.

6 komentarzy:

  1. Od paru lat pracuję jako tłumacz angielskiego. W większości wykonuję zlecenia, które to pochodzą ze stronki internetowe. Muszę powiedzieć, że jest tragedia, ze względu na "tłumaczy", którzy biorą na siebie zlecenia za 10 PLN/1800 znaków. Ze względu na konkurencję jest to ciężki kawałek chleba. Co do programów typu CAT, to nie ma się czym przejmować. Istnieje wiele darmowych wersji tego typu urządzeń. Ja na przykład korzystam z Across, który jest darmowy. Wystarczy wejść na ich stronkę (chyba my-across.net)zarejestrować się jako student (WAŻNE!) i wtedy dostajemy klucz do korzystania z dobrego CAT'u.

    Jeśli chodzi o inne zawody to możemy próbować jeszcze w firmach (praca biurowa). Aczkolwiek, Polakom wydaje się, że angielski teraz zna każdy i zamiast zatrudniać anglistów wolą naszych uczniów z FCE.

    Pozdrawiam i życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo chętnie przeczytałabym również wpis na temat zawodów innych niż nauczyciel i tłumacz po filologii angielskiej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam:) bardzo lubię czytać Pana blog i również chętnie przeczytałabym o zawodach innych niż nauczyciel czy tłumacz po filologii angielskiej...obiecał Pan o tym napisać ale chyba popadło to w zapomnienie;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ nie popadło w zapomnienie – wszystkie pomysły i obietnice spisuję. Czekają sobie grzecznie w kolejce na realizację. Będzie w najbliższym czasie o pracy w hotelach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "zesrani ze strachu"?? wut da heck?? :|

    OdpowiedzUsuń
  6. Zainteresowanym tematem polecam sprawdzić stronę https://angielskigrzegorzkolodziej.pl/tlumaczenia-medyczne/ , na której znajdziecie ofertę nowoczesnego i profesjonalnego biura tłumaczeń specjalistycznych polsko-angielskich Grzegorz Kołodziej.

    OdpowiedzUsuń