środa, 9 grudnia 2009

Warunek konieczny do zostania lektorem, czyli rzecz o pewnej idiosynkrazji

W powszechnym przekonaniu, lektor-anglista to taka osoba, która uczy angielskiego. Owszem, ja się mogę z tym przekonaniem zgodzić, lecz tylko z czystej grzeczności. Faktycznie trzeba skończyć jakieś anglistyczne studia. Faktycznie trzeba coś o nauczanym języku wiedzieć, a nawet warto umieć poprowadzić zajęcia, choćby to nawet miały być zwykłe "korki". Jednak te wszystkie umiejętności to trochę za mało, żeby student czy absolwent anglistyki mógł nazywać siebie lektorem.

Prawdziwy lektor musi posiąść odruchową umiejętność mówienie "aha". Oczywiście, każdy normalny człowiek używa tego słowa w różnych codziennych sytuacjach. Mama się pyta – "Zrobiłeś zakupy?". Normalny człowiek odpowiada "aha". Współpracownik się nas pyta – "Masz chwilkę?". Odpowiadamy "aha". Zdarzy nam się użyć nawet kilku czy kilkunastu "aha" w ciągu jednego dnia. Jednak prawdziwy lektor używa "aha" odruchowo po każdej odpowiedzi ucznia. Prześledźmy to na przykładzie. Uczeń ma przeczytać kilka przykładów, uzupełniając czasownik. Czyta więc nasz uczeń zdania, a lektor po każdy z nich potwierdza prawidłową odpowiedź. "Mary is washing the dishes now." Lektor – "aha". "Mark has just finished cooking" Lektor – "aha".

Niestety, umiejętność odruchowego reagowania przy pomocy "aha" na każdą uczniowską odpowiedź nie jest wystarczająca, by nazywać się Prawdziwym Lektorem. Otóż, Prawdziwy Lektor potrafi wpychać swoje "aha" po każdych kilku słowach, które wypowie uczeń. Prześledźmy więc nasz przykład jeszcze raz. Uczeń czyta "Mary..." i zaczyna intensywnie myśleć, jakiego czasu gramatycznego użyć. Lektor zachęca ucznia – "aha". Uczeń nie może wymyśleć, jaki to czas, więc powtarza "Mary...", na co lektor odruchowo – "aha". Uczeń wreszcie wydusił z siebie "... is washing...", na co lektor natychmiast wbija swoje "aha", "... the dishes now". "Aha."

Istnieje jeszcze kategoria Super Lektora. Taki potrafi nie tylko potwierdzać uczniowskie wypowiedzi. On potwierdza sam siebie! Wygląda to w ten sposób: lektor czyta uczniowi polecenie i po każdym zdaniu pakuje "aha", albo tłumaczy coś i znowu co kilka wyrazów słyszymy "aha". "This structure is called Past Simple. Aha. And we use it when we talk about the past. Aha? Actions in the past. Aha? Something you did in the past. Aha?" I tak to leci, oczywiście wygłaszane powoli i z namaszczeniem, ponieważ uczeń to człowiek słabowity na umyśle, który nie zrozumie wyjaśnienia w normalnym tempie.

Zwykły człowiek, przeciętny zjadacz chleba, który nauczyłby się wydawać z siebie kilkadziesiąt czy nawet kilkaset "aha" w ciągu godziny, przestaje być normalny. Z tej przyczyny ja się lektorów po prostu boję. Aha.


__________
Wpis dedykowany Violi, która ostatnio opieprzyła mnie, że piszę o zbyt poważnych sprawach w zbyt przygnębiający sposób.

2 komentarze:

  1. Racja, ale myślę, że lektor który wspiął się na wyżyny lektorstwa powinien również opanować jakieś chrząknięcie, lub inny sygnał, który oznaczałby, że uczeń palnął gafę; w końcu nie zawsze może "przyahować"

    Głośność i stopień zachrypnięcia chrząknięcia musiałyby oczywiście być odpowiednio dobrane względem błędu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiałam się czytając to. Głównie dlatego,iż uświadomiłam sobie, że sama wtrącam "aha" gdy moi uczniowie czytają. Nie wydaje mi się to jednak takie głupie. Często jak nic nie mówię, to uczeń (szczególnie jeśli to dziecko) czeka na jakąś moją reakcję. Najgorzej jest, gdy uczeń ma przeliterować dłuższe słowo. I tak po każdej literce muszę wtrącić "aha", żeby wiedział, że dobrze powiedział. Inaczej się zatnie.;)

    OdpowiedzUsuń